To już kolejny wieczór, kiedy z rosnącym niepokojem przyglądam się dziwnie jaśniejącej gałązce jednej z moich ulubionych akropor A.valida. Mieszka u mnie już ze dwa lata i z maciupkiej szczepki zamieniła się w sporą kolonię wielkości piłki siatkowej, zamieszkując centralne miejsce na mojej domowej rafie. W zeszłym roku był epizod, kiedy jedna gałązka straciła tkankę w ciągu kilu tygodni. Wtedy po prostu ją odciąłem i problem zniknął na długi czas, aż do początku października.
Agent specjalny do spraw trudnych
Teraz pamiętam, że właśnie pod koniec września z akwarium wyskoczył agent do zadań specjalnych, major Halichoeres chrysus – żółty wargatek – rybka, która w moim akwarium od lat pełniła funkcję czyściciela wszelkiego tałatajstwa, które zdarzyło mi się przywlec do akwarium. Do zbiornika trafił, jako wojskowy kontyngent do walki ze ślimakami nagoskrzelnymi zjadającymi montipory talerzowe. Radochy miałem sporo, bo po tygodniu po ślimakach nie zostało ani śladu, a montipory zaczęły wykazywać ślady przyrostów. Zdecydowanie trafił mi się „kumaty” egzemplarz, bo problem marniejących talerzówek więcej się nie pojawił. Moja, w pełni zasłużona miłość do wargatka, chyba jednak nie była odwzajemniona, bo po jakichś dwóch latach rybka zdecydowała odpłynąć na Wieczną Rafę. Nie, nie tak po prostu, że wzięła i umarła. Nie. Ona po prostu postawiła na nogi cały dom, bo postanowiła sobie wyskoczyć za akwarium.
Halichoeres chrysus – często (choć nie zawsze) ten gatunek wargacza pomaga kontrolować populację wirków i ślimaków nagoskrzelnych w akwarium.
Kto u mnie był i widział cały zbiornik wie, że cokolwiek wpadnie „za” akwarium, musi tam zostać przynajmniej do najbliższego resetu zbiornika. Wargatek chyba o tym wiedział, bo usłyszałem tylko „chlup”, a zaraz potem trzepotanie się rybki gdzieś hen w niedostępnych zakamarkach szafki za akwarium.
Nie pamiętam, co wrzasnąłem, ale moje obie panie (żona i teściowa) znalazły się natychmiast u mnie w pokoju. Następuje szybka akcja zdjęcia korony i lampy z akwarium. Przystawiam lustro pod kątem do ściany i rozpaczliwie szukam rybki. Ciemno cholera. Wołam o latarkę. Pod ręka jest taka do podwodnego filmowania. Teściowa ją łapie i włącza prosto w moją twarz. Dziesięć tysięcy lumenów z lampy nurkowej powoduje, że ślepnę na dobre parę minut. Bezcennych minut, bo to przecież akcja ratunkowa dla mojego wargatka. Czas leci, a ja wytrzeszczam ślepe gały próbując zlokalizować rybę, która już od kilku minut leży za akwarium.
Jest, jest! Teściowa łapie za lustro, żona za lampę, a ja rozpaczliwie gmeram długim chwytakiem za akwarium próbując jakoś uchwycić rybę. Czas leci, ryba ledwo dycha. Odzyskałem już wzrok, ale ręce jakimś dziwnym trafem ważą dobre kilka kilogramów więcej. Nic dziwnego. Do ściany jakieś 70cm, a o wodę trudno je oprzeć. Do tego wszystkiego dochodzi to cholerne lustrzane odbicie. Rybka w lustrze po lewej, chwytak gmera w prawo, teściowej drżą ręce z lustrem.. Jak tu psia mać uratować ukochaną rybkę? Chwila przerwy, bo mógłbym przysiąc, że z kilku kilogramów zrobiło się kilka ton. Od samobójczego skoku wargacza minęło już z 15 minut. Czekam, aż mi minie zdrętwienie w rękach, a tymczasem teściowa przejmuje kierownictwo nad akcją ratunkową, próbując ogarnąć obraz zza akwarium.
Pada pomysł, żebym zamiast łapać rybkę, spróbował ją przesunąć kilkadziesiąt centymetrów w prawo, do otworu przelotowego, którym leci wąż powrotu i kable od pomp. I znów gmeranie chwytakiem za akwarium. I znów to cholerne lustrzane odbicie. Ale jest, powoli, centymetr po centymetrze przesuwam rybę, która w końcu wpada przez otwór prosto do sumpa pod zbiornikiem.
Wargacz był poza wodą jakieś dwadzieścia minut. Przyznam, że nie wyglądało to dobrze. Rybka bezwładnie opadła na dno. Jedynymi oznakami życia było bardzo powolne poruszanie pokrywami skrzelowymi. Nic więcej nie mogłem zrobić. Można było tylko czekać… Następnego ranka znalazłem mojego wargacza w stanie, który nie pozostawiał wątpliwości, co do tego czy rybka żyje czy nie. Agent do zadań specjalnych, major H. chrysys poległ na polu chwały.
Smutne, ale żyć trzeba. Minął wrzesień. Nastąpiła polowa października. Życie w akwarium wróciło na dawne tory. I wszystko byłoby git, gdyby nie ta jaśniejąca od dołu gałązka akropory. Ciągle miałem nadzieje, że to nic, że to tylko wrażenie optyczne. Niestety to wrażenie optyczne, w ciągu tygodnia dotyczyło już kilku gałązek. Charakterystyczne plamki na tkance w zasadzie nie pozostawiały wątpliwości, ale konsylium musi być. Ułamałem kawałek korala i zrobiłem parę fotek, które następnie wysłałem dwóm kolegom akwarystom do identyfikacji. Powiedzenie, że „gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania” niestety (a może i “stety”) się tym razem nie sprawdziło. Diagnoza jednoznaczna i prosta – AEFW.
AEFW
Być może dla mniej doświadczonych akwarystów akronim AEFW kojarzy się z jakimś funduszem inwestycyjnym, ale w rzeczywistości prawda jest bardziej trywialna i niestety dość przykra. Skrót AEFW pochodzi z języka angielskiego i oznacza „Acropora Eating Flat Worms”. Po polsku oznacza grupę wirków, które zjadają akropory.
Jaja wirków składane są od zacienionej strony korala. Często na krawędzi żywej tkanki.
Przypomniałem sobie Majora Chrysusa. On by do tego nie dopuścił. Ledwo trzy tygodnie pływa na Wiecznej Rafie, a moje akwarium stało się miejscem bezprawia, w którym rządzą wirki.
Charakterystyczne przebarwienia na gałązkach akropory mogą sugerować pasożyty
Dwie rzeczy nie dawały mi spokoju. Po pierwsze, czym to dziadostwo usunąć, a po drugie, jak to zrobić w praktyce, bo koral przez dwa lata mocno wrósł w skałę i jest u nasady grubości baterii R14. Inna opcja to wyjęcie całej skały z koralem, ale sama myśl mnie wyleczyła z pomysłu. Cóż nie było wyjścia, trzeba było jakoś ułamać korala i przeprowadzić zabieg poza akwarium. Wiedziałem, że jedynym rozwiązaniem jest kąpiel zainfekowanego korala w wodzie akwariowej z dodatkiem specjalnego lekarstwa.
Otworzyłem szafkę i zacząłem przeglądać jej zawartość w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby się nadać. Znalazłem preparat do dezynfekowania korali „Koral Dip”. Spojrzałem na termin ważności na zakrętce. Hmm, szkoda, że to nie była tyluletnia whisky. Odkręciłem butelkę. Wygląda i pachnie normalnie, choć przyznam szczerze, patrząc na wiek preparatu, trudno ocenić, co jest normalne, a co nie. W każdym razie wyjścia nie miałem, bo wszystkie sklepy już pozamykane.
Jaja wirków AEFW w zbliżeniu ( zdjęcie: Joseph Weatherson)
Nastawiłem solankę do mieszania i zacząłem przymierzać się do usunięcia korala ze skały. Jedyne, co mi przychodziło do głowy, to podcinanie go za pomocą cęgów chirurgicznych. Przygotowałem salę operacyjną i zacząłem mozolne próby przecięcia nasady korala. Chrup, chrup, milimetr po milimetrze. Aż w końcu, trach. Cała kolonia leżała na boku.
Nie kijem go to pałą
Zlałem trochę wody do wiadra, dodałem mojego specyfiku według instrukcji i zanurzyłem korala w lekarstwie. Włączyłem stoper i czekam jak instrukcja przykazała 5 minut, co chwile mieszając wodę. Po wyznaczonym czasie uniosłem korala energicznie otrząsając go w wodzie. Nie wiem czego się spodziewałem, w każdym razie z jednego kawałka korala zrobiły się dwa. Patrzę na dno, jest! Jeden malutki płatek sunący po dnie wiadra. Eee, myślę sobie, tak mały wypłosz chyba nie zjadł mi jednej czwartej korala. No tak, przestarzały płyn dezynfekujący, okazał się nieskuteczny, ten wirek zginął chyba ze śmiechu jak zobaczył, z czym wyskoczyłem na jego rodzinę. Żeby jeszcze zginął, a on w najlepsze pływa sobie w wiadrze. Szlag mnie mało nie trafił, ale jedyne co mi zostało to rozejrzeć się po ofertach lokalnych sklepów.
Opłukałem korala w wodzie z podmianki i wrzuciłem do sumpa. Dokończyłem podmianę wody i usiadłem do komputera w poszukiwaniu broni o większym kalibrze. Jeden z kolegów, z kórymi rozmawiałem wcześniej poradził mi preparat „Coral Protec”, który o dziwo był dostępny od ręki w lokalnym sklepie w Londynie. Poczytałem opinie o nim i zdecydowałem, że zaraz po pracy wstąpie do sklepu akwarystycznego na zakupy.
Wirki AEFW magazynują w swoim ciele zooksantelle i barwniki korala przez co zarówno w świetle dziennym i UV idealnie zlewają się z tkanką korala, którym się odzywiają. Źródło: http://link.springer.com/article/10.1007%2Fs00338-013-1101-6
Następnego dnia wróciłem do domu z nowym nabytkiem. Znów przygotowałem trochę wody na podmianę, abym mógł użyć wody akwariowej do opłukania korala.
Pudełko „Coral Protec”, które dostałem w sklepie zawiera buteleczkę z 20ml kremowego płynu. Od razu, poczułem charakterystyczny zapach, który skądś znałem, jednak nie umiałem sobie przypomnieć skąd. Według instrukcji należało przygotować kąpiel o stężeniu 0,5ml na 1L wody. Buteleczka ma wystarczyć na przygotowanie 40L roztworu. Miałem nadzieję, że tym razem pozbędę się dziadostwa ogryzającego moją akroporę, bo opinie o skuteczności preparatu były całkiem obiecujące. Tylko ten zapach nie dawał mi spokoju…
Już po chwili kąpieli, na dnie wiadra leżało kilkaset martwych wirków.
Zebrałem trochę wody i przygotowałem lekarstwo. Już miałem włożyć korala do kąpieli, gdy do pokoju weszła żona z pytaniem: „Co tak pachnie olejkiem eukaliptusowym?” No masz, myślę sobie, ta to ma węch. No, ale rzeczywiście, ten zapach, który nie dawał mi spokoju, był właśnie zapachem olejku eukaliptusowego do kąpieli. Mina mi zrzedła. Wczoraj zabiłem jednego wirka śmiechem, a dziś urządzę im aromatoterapię. Normalnie super. Zacząłem kąpiel korala, odpaliłem stoper i… zadzwonił telefon. Na szczęście szybko wytłumaczyłem pani w telefonie, że nie chcę kolejnego ubezpieczenia na życie. Wróciłem do korala (dwóch części) i poruszyłem nim lekko. Uuuu, z korala posypało się setki małych brązowych płatków ruszających się konwulsyjnie. No, to macie dziady aromatoterapię. Po pięciu minutach energicznego potrząsania koralem w wodzie pływały setki, jeśli nie tysiące małych płazińców, które od kilku tygodni stołowały się na mojej akroporze. Na myśl przyszły mi szklane kule ze śniegiem. Tylko tu śnieg był brązowy.
Opłukałem korala w wodzie z podmiany i włożyłem do akwarium. Po kolejnych kilkudziesięciu sekundach, żaden z wirków się nie ruszał. Z uśmiechem na twarzy zlałem wodę z wiadra do kibelka. Niestety na koralu zostało jeszcze sporo jajeczek, więc na pewno za tydzień zaproszę młode wirki na aromatoterapie…
Post scriptum ad AEFW…
Terminem AEFW określa się ogólnie te wirki z kilku rodzajów między innymi: Convolutriloba sp oraz Amakusaplana sp., które żerują na koralach SPS z grupy akropor zjadając ich tkankę. Z tego powodu upodabniają się kolorem do korala, na którym siedzą, przez co są całkowicie niewidoczne. Najłatwiej zauważyć ciemnobrązowe jaja, które wirki składają pomiędzy gałęziami korala, najczęściej po zacienionej stronie. Częściej jednak łatwiej jest zauważyć uszkodzenia tkanki korali niż cokolwiek innego.
Ostatnie badania nad AEFW dowodzą, że wirki mają własne preferencje, co do gatunków akropor, które atakują. Jest to pewna forma hierarchii, co oznacza, że wszystkie wirki, będą najpierw „ogryzały” konkretny gatunek akropory, zanim przejdą na inny – mniej smaczny. To tłumaczy, czemu w przypadku inwazji AEFW w akwarium inne akropory są zdrowe. To w pewnym sensie ułatwia nam walkę z nimi, bo nie musimy leczyć wszystkich akropr na raz. Badania wykazały, że kolejność preferencji wirków z rodzaju Amakusaplana sp. są następujące: A. valida > A. millepora > A. pulchra > A. polystoma > A. yongei > A. gemmifera > A. microphthalma > A. tortuosa
Drugim odkryciem badaczy AEFW, jest to, że, mimo iż wirki wchłaniają spożyte wraz z tkanką korala zooksantelle, te nie dostarczają im pożywienia, a raczej pełnią funkcje maskujące. Wirki zdjęte z korala giną z głodu po 5-7 dniach, pomimo posiadania wchłoniętych zooksantelli.
Coral Protec w wiekszym opakowaniu wystarcza na przygotowanie 40 litrów kapieli.
Post scriptum ad medicine…
Zastosowany przeze mnie preparat, okazał się bardzo skuteczny. Oczywiście koral jest dopiero w trakcie kuracji, ale efekty po pierwszej dawce są zadowalające. Na próżno by szukać dokładnego składu preparatu, ale producent poinformował, że produkt zawiera Chloroxylenol, odpowiednią mieszankę naturalnych ekstraktów i że produkt nie zawiera jodu. Te naturalne ekstrakty prawdopodobnie tłumaczą eukaliptusowy zapach, ale zobaczmy, co wiemy o głównym składniku preparatu. Chloroxylenol jest substancją antybakteryjną, antyglonową i antygrzybiczną. Jest popularnym składnikiem mydeł antybakteryjnych i preparatów do odkażania ran. Jest też głównym składnikiem preparatu Dettol służącego do mycia np. podłóg w szpitalach. Ciekawostką jest fakt, że na zachodnich forach pojawiają się sygnały, że niektórzy akwaryści zamiast preparatów akwarystycznych skutecznie dezynfekują korale właśnie w kąpielach w Dettolu.
Według producenta „Coral Protec” charakteryzyje się również skutecznością przeciwko ślimakom nagoskrzelnym, ZAS (Zoanthid Eating Spiders), RTN (rapid tissue necrosis), STN (slow tissue necrosis) i różnym infekcjom bakteryjnym.
Parametr KH jest według mnie jednym z ważniejszym parametrem do kontroli w akwarium morskim. Po pierwsze, dlatego, że ma wpływ na wiele procesów chemicznych i biochemicznych, a po drugie, dlatego, że jego zbyt duże wahania szybko przekładają się na słabą kondycje korali. Sam temat KH w akwarium jest na tyle obszerny, że wymagałby osobnego i prawdopodobnie kilku częściowego artykułu. Postaram się jednak prosto przedstawić w dzisiejszym artykule.
Na początku jednak chciałem wyjaśnić kwestię nazewnictwa. Parametr KH, który jest tematem poniższego artykułu wywodzi się z niemieckiego słowa „karbonathärte” i oznacza twardość węglanową. Z definicji, jest sumą rozpuszczonych (bardzo trudno rozpuszczalnych) węglanów wapnia i magnezu, tworzących podczas ogrzewania tzw. kamień kotłowy. To wszystko nie jest do końca prawdą, w przypadku wody morskiej. Zapytacie pewnie dlaczego? A dlatego, że gdyby to było prawdą, to każdy atom wapnia i każdy atom magnezu musiałby mieć „do pary” cząsteczkę CO32-, a przecież kH (alkaliczność) podnosimy wlewając do baniaka NaHCO3, który ani wapnia, ani magnezu nie zawiera. Dokładniej rzecz ujmując, zgodnie z definicją roztwór kH ma twardość węglanową ZERO, więc co on takiego ma?
Najpierw o alkaliczności…
Mam nadzieję, że już to widzicie – twardość węglanowa dotyczy zupełnie innej cechy wody, a my, akwaryści mierzymy jej alkaliczność. Z grubsza rzecz ujmując jest to zawartość jonów węglanowych (HCO3–/CO32-), która w opracowaniach naukowych częściej podawana jest w milirównoważnikach molowych (mEq). Obie skale (dKH i mEq) są wprost proporcjonalne i łatwo przeliczalne, a że oznaczenie alkaliczności i twardości węglanowej można wykonać tym samym testem, przeniesiono niejako nazwę i skalę kH do akwarystyki morskiej, mimo że rzeczywiście mierzymy alkaliczność.
Poniżej znajdziecie link do naszego kalkulatora akwarystycznego przeliczającego między innymi alkaliczność w różnych skalach. Bez wątpienia najpopularniejszą wśród akwarystów jest skala KH.
Alkaliczność odnosi się do ilości wszystkich zasad w wodzie, które mogą zneutralizować silny kwas do tzw. punktu stechiometrycznego, gdy łączna ilość ładunków w roztworze będzie równa zero. Tutaj macie wzór, co składa się na mierzoną przez nas alkaliczność (TA – Total Alkalinity):
Prawda, że proste? Nie, nie prawda. Trudne, skomplikowane, niezrozumiałe i absolutnie nie ma jasnego przełożenia na parametr KH w akwarium.
Potem o PH…
Spróbujmy zatem jeszcze raz, ale tym razem zaczniemy od skali pH. pH to ilościowa skala określająca kwasowość lub zasadowość roztworów wodnych różnych substancji. Zakres tej skali jest od 0 do 14. Wartość 7 to wartość neutralna – ani kwaśna, ani zasadowa. Wszystkie wartości poniżej 7 oznaczają roztwór bardziej kwaśny. Wszystkie wartości powyżej 7 oznaczają roztwór bardziej zasadowy.
Upraszczając, pH odnosi się do stosunku ilości jonów H+ i OH–. Jeśli więcej jest jonów H+ niż jonów OH- to roztwór jest kwaśny i jego pH jest mniejsze niż 7. Jeśli jonów H+ jest mniej niż jonów OH– wtedy roztwór jest zasadowy i jego pH jest wyższe od 7. Jeśli ilość jonów H+ i OH– jest identyczna, wtedy pH takiego roztworu wynosi równo 7.
Aby zneutralizować nadmiar kationów H+ musimy dodać taką samą ilość anionów OH-
Jeśli w roztworze mamy o 2 mole jonów H+ więcej niż jonów OH–, to żeby zneutralizować kwaśny roztwór, musimy dołożyć 2 mole jonów OH–. Jeśli jednak dołożymy tych jonów za dużo to roztwór będzie miał przewagę jonów OH- i stanie się zasadowy.
Jednym z ogólnodostępnych testów na poziom alkaliczności jest test saliferta. Zobaczmy jak wykorzystuje on zmianę pH (dodawanie kwasu ze strzykawki) na określenie parametru KH. Ci z Was, którzy taki test już wykonywali, na pewno rozpoznają poniższy proces.
Na nasze potrzeby poczynię tu mocne uproszczenie, więc mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi tego za złe. Przyjmijmy, że jon wodorowęglanowy HCO3– jest czymś w rodzaju schowka, banku, który może przechować, zneutralizować kwas, czyli H+. Sama obecność HCO3– (zasady) w roztworze (uproszczenie) nie powoduje wzrostu pH. Tak więc, do próbki wody, dodajemy barwnik, a potem wkraplamy kwas ze strzykawki. Jony HCO3– przyjmują „w depozyt”, wiążą jony wodorowe (kwas), dzięki czemu pH nie spada. W pewnym momencie wszystkie skrytki w banku się przepełniły i bank nie jest w stanie przyjąć ani grosza. I tutaj kropelka kwasu więcej i w roztworze pojawia się wolny jon wodorowy, następuje nagły spadek pH, o czym informuje nas zmiana koloru barwnika. Proste, ale trzeba pamiętać, że podobnie jak wodorowęglan zadziałają inne zasady będące w wodzie morskiej (HCO3- + 2CO32- + B(OH)4- + OH- + HPO42- + 2PO43- + SiO(OH)3- + NH3 + Hs-), więc wynik odzwierciedla nam nie tylko obecność HCO3–.
Oprócz wodorowęglanu, który ma jeden ładunek ujemny, dużą rolę w neutralizacji kwasów ma jon CO32-. Z tym, że jon ten posiadając dwa ładunki ujemne, będzie w stanie zneutralizować dwa razy więcej jonów H+.
A teraz jeszcze raz o alkaliczności…
Mam nadzieje, że dzięki moim uproszczeniom definicja encyklopedyczna, która cytowałem wyżej staje się już bardziej zrozumiała, zwłaszcza, jeśli odniesiemy ją tylko do wodorowęglanów i węglanów. Zmieniając lekko jej treść otrzymamy coś takiego:
Alkaliczność węglanowa, to taka ilość jonów węglanowych (CO32-) i wodorowęglanowych (HCO3–), która zneutralizuje kwas w roztworze (czyli jony H+)
… i o buforowaniu
Przez cały czas dotykamy zjawiska buforowania, dlatego parę słów o nim.
Jony HCO3– i CO32- nie są ani kwaśne ani zasadowe, same z siebie nie maja wpływu na pH roztworu wodnego, w którym się znajdują, ale jak już wspomniałem pełnią rolę pewnego rodzaju banku, do którego możemy wpłacić nadmiar gotówki, a jak trzeba, to wziąć kredyt. Walutą są tu jony wodorowe, a OH- to ludzie. W roztworach buforowych ustala się zawsze pewien stan równowagi, znowu upraszczając, ilość waluty, czyli jonu H+ będącego w obiegu przypadającej na jednego człowieka. W sytuacji, kiedy pojawia się nadmiar waluty na rynku, bank ten nadmiar pochłania, ale jak waluty brakuje, bank ją uwalnia.
Układ jonów HCO3-/CO32- potrafi tak manipulować nadwyżką protonów, że pH roztworu będzie stabilne
HCO3–
Gdybyśmy to mieli wytłumaczyć na przykładzie rysunku, widzimy, że ustalona została już jakaś równowaga (taka sama ilość kulek czerwonych i niebieskich). Jeśli do roztworu trafią dodatkowe jony H+, zostaną one pochłonięte przez jony HCO3– i CO32- (zielone kulki), jeśli odbierzemy z roztworu H+, to zielone kulki oddadzą H+ z HCO3– i zostanie CO32–. Podobnie, jeśli znikną z roztworu OH-, to zielone kulki pochłoną H+, gdyby OH– się pojawiły, to bank uwolni H+. Jak widzicie, bank, czyli bufor ciągle walczy z jonem wodorowym tak, aby utrzymać stały stosunek H+/OH–, czyli kwasów do zasad. Zwróćcie uwagę, że nie zachodzi tu handel ludźmi ;-), tylko walutą. Dla bardziej wnikliwych, ale którzy zapomnieli już o swojej ulubionej chemii w szkole – zasadą jest to, co może przyjąć jon wodorowy, a kwasem to, co może jon wodorowy oddać. To pytanie na szóstkę, czym jest HCO3–???
Tak czy inaczej, nawiązując do opisu testu na KH, im więcej będzie kulek zielonych tym większa będzie alkaliczność roztworu, czyli jego zdolność do neutralizacji kwasów. A im wyższa alkaliczność tym wyższe KH.
Zobaczmy jeszcze jak to wygląda na równaniach reakcji.
W sytuacji, gdy do roztworu, w którym znajduje się bufor HCO3-/H2CO3 dodamy kwasu, czyli jony H+, w efekcie czego powstanie bardzo słaby kwas węglowy, który przejął kation wodorowy. Mimo dodania jonów H+ (czyli de facto zakwaszenia), po prawej stronie reakcji ich nie ma, więc pH roztworu nie spada.
HCO3– + H20 + H+ <=> H2CO3 + H20
W sytuacji, gdy do roztworu, w którym znajduje się bufor HCO3–/H2CO3 dodamy zasady, czyli jony OH–, to kwas węglowy H2CO3 odda proton H+ w celu zneutralizowania jonów OH–.
H2CO3 + OH– <=> HCO3– + H2O
To właśnie dzięki temu mechanizmowi, dobowe wahania pH w akwarium są minimalizowane.
Teraz było prościej? Mam nadzieję, że tak.
To, o czym właśnie pisałem jest jedną z dwóch najważniejszych funkcji, jaką pełnią jony HCO3–. Buforują pH wody, powodując, że jest stabilne bez względu na zmiany ilości jonów H+. Oczywiście zdolność buforowania nie jest nieskończona i jeśli ilość jonów H+ wzrośnie powyżej pojemności buforowej jonów HCO3– to pH zacznie spadać, co jak pisałem jest istotą testu na kH.
Żeby zrozumieć, jakie praktyczne zastosowanie ma mieszanina buforowa zobaczmy poniższy wykres. Wykres przedstawia miareczkowanie zasady kwasem. W trakcie miareczkowania powstaje bufor, dlatego w fioletowej ramce tempo spadku pH maleje, a po wyczerpaniu buforu znowu gwałtownie spada. W akwarium mamy już bufor, dlatego zmiany pH obserwowane na co dzień w akwarium nie wychodzą poza fioletową ramkę. Jak widać, w zakresie działania buforu (fioletowa ramka) zmiany pH są wolniejsze, czyli żeby wywołać znaczący spadek pH w zakresie działania buforu trzeba dostarczyć relatywnie dużo jonów wodorowych. Wykres jest tylko przykładowy, a na nasze akwarystyczne potrzeby istotna jest tylko fioletowa ramka. W niej bowiem działają jony HCO3- i CO32- (kH), a poza ramkę wychodzimy tylko w momencie robienia testu. ;-)
W trakcie miareczkowania powstaje bufor, dlatego w fioletowej ramce tempo spadku pH maleje, a po wyczerpaniu buforu znowu gwałtownie spada.
Kalcyfikacja
No dobrze, mierzymy alkaliczność w stopniach KH w akwarium, ale chyba nie po to, aby wiedzieć czy mamy substraty do procesów buforowania wody. To też, ale najważniejszą funkcją wodorowęglanu jest bycie, razem z wapniem (Ca2+) składnikami budulcowymi dla zwierząt budujących szkielety z węglanu wapnia (CaCO3) np. małże, korale SPS. To właśnie jony wapnia i wodorowęglanu są cegiełkami, z których korale budują swoje szkielety, a ślimaki swoje muszle.
Cykl węglanowy polega na przemianach pomiędzy CO2, HCO3- i CO32-
Bez odpowiedniego poziomu jonów HCO3–, wzrost korali zatrzyma się, ponieważ nie będzie z czego budować szkieletów.
Jaki więc powinien być odpowiedni poziom tych jonów HCO3–? W akwarystyce morskiej istnieją różne metody prowadzenia zbiornika rafowego opierające się o różne zasady. Ja jednak jestem zwolennikiem naśladowania natury i w swoim zbiorniku staram się odzwierciedlać parametry maksymalnie zbliżone do parametrów naturalnych. Naturalna woda morska (NSW) ma alkaliczność w okolicach 7.5 dKH i takie utrzymuje w swojej solance. Uważam, że KH w akwarium powinno być możliwie stałe, nie wyższe niż 8.5 dKH. Niektóre metody prowadzenia akwarium sugerują dużo wyższe wartości – w okolicach 10-12 dKH, ale to temat na osobny artykuł.
Pomiar
Skoro już wiemy, jaką alkaliczność powinniśmy trzymać w akwarium morskim przyjrzyjmy się metodą jego pomiaru. Pomiar KH nie jest szczególnie trudny, a na rynku znajdziemy kilka testów do pomiaru poziomu alkaliczności. Jednym z takich testów jest zestaw firmy Salifert. Jest on dość tani i prosty w wykonaniu. Test polega na miareczkowaniu kwasem próbki wody z akwarium w obecności barwnika wrażliwego na pH. Mechanizm tej reakcji opisałem powyżej.
Popularny test na KH firmy Salifert
Używałem tego testu przez parę lat. Rzeczywiście jest raczej prosty do wykonania. Kłopotliwe było jedynie określenie koloru próbki w sztucznym świetle, zwłaszcza na końcu miareczkowania, kiedy jedna kropla nie zmieniała już koloru próbki. Kto wykonywał ten test, wie o co chodzi.
Fotometr Hanna HI755 do oznaczania alkaliczności.
Wtedy trafiłem na kieszonkowy fotometr firmy Hanna do pomiaru alkaliczności. Fotometr ten jest bardzo podobny do popularnego fotometru do oznaczania fosforanów. Pomiar trwa dosłownie kilkadziesiąt sekund i co najważniejsze jest niezależny od koloru otaczającego światła. Ze względu na to, że pomiar jest wykonany przez urządzenie elektroniczne, jego dokładność i powtarzalność są według mnie na lepszym poziomie niż przy opisywanym powyżej teście Saliferta. Wynik podawany jest w ppm CaCO3 i żeby go przeliczyć na stopnie niemieckie, wystarczy przemnożyć go przez 0,056.
Podsumowanie
Odpowiedni poziom jonów wodorowęglanowych w solance jest niezmiernie istotny dla biologii korali (i innych organizmów kalcyfikujących) jak i dla chemii wody w akwarium. Jednak oba te elementy są nierozerwalnie powiązane ze sobą. Odpowiednie KH daje część budulca dla szkieletu korali oraz odpowiada za stabilne pH i gospodarkę wodorowęglanową w akwarium morskim.
Mam nadzieję, że mimo złożoności tematu, przedstawiłem go w klarowny i zrozumiały sposób. Zapraszam do testów :)
DSB – Akwaryści, którzy posiadają akwarium co najmniej kilka lat, zapewne zauważyli, że również w morszczyźnie pojawiają się trendy, za którymi podążają ich początkujący koledzy. Kilka lat temu, pojawiła się moda na potężne, mocno przewymiarowane odpieniacze, na których opierała się cała filtracja w akwarium. Dzisiaj coraz częściej słyszy się, że wcale nie trzeba kupować takiej bestii, aby osiągnąć zdumiewające efekty i to przy najbardziej wymagających mieszkańcach naszych zbiorników. Uprzedzam, że nie jestem przeciwnikiem odpieniaczy, a przeciwnie uważam, że posiadają wiele zalet, jednak moje doświadczenia i sygnały od innych akwarystów sugerują, że główna moc filtracji w akwarium wcale nie musi leżeć w mocarnym odpieniaczu. Zresztą natura wcale nie potrzebuje odpieniaczy… Temat jest bardzo obszerny, ale rozłożę go na kilka części, które będą poświęcone DSB, refugium, Alge Scrubber i ceramice filtracyjnej.
DSB – czyli głębokie złoże piaskowe
DSB to wynalazek wcale nie nowy, a jego historia sięga początków współczesnej akwarystyki morskiej, przy czym na początku, wiele osób stosowała DSB nieświadomie. O co chodzi z tym złożem piaskowym? Wiele lat rozwoju akwarystyki morskiej, jak i badania w tym zakresie wykazały, że odpowiednio gruba warstwa piasku na dnie po pewnym czasie osiągnie właściwości filtracyjne. Jednak to nie filtracja mechaniczna, a biologiczna robi tutaj całą robotę. Dojrzałe DSB staje się domem dla wielu organizmów, które rozkładają osiadający na piasku detrytus oraz rozpuszczone w wodzie substancje organiczne. Dzieje się to na wielu poziomach troficznych. Większe kawałki detrytusu są najpierw rozdrabniane przez większych mieszkańców DSB np. wieloszczety, ślimaki, kiełże. Mniejsze cząstki substancji organicznej stają się pokarmem dla mniejszych organizmów np. małżoraczki, nicienie. Im drobiny detrytusu stają się drobniejsze, tym mniejsze organizmy zajmują się jego przetwarzaniem. Ostateczną robotę wykonują bakterie, które zajmują się ostateczną mineralizacją substancji organicznych i obróbką nieorganicznych związków azotu. Zapewne słyszeliście o cyklu azotowym, który polega na biochemicznej przemianie tlenków azotu (NO3, NO2…), amoniaku (NH3) i azotu cząsteczkowego (N2) . Zobaczmy na poniższym rysunku jak współczesna nauka widzi cykl azotowy.
Rysunek 1 – Współczesne spojrzenie na cykl azotowy (źródło: www.advancedaquarist.com/2011/4/chemistry)
Procesy cyklu azotowego zostały podzielone pod względem zasobności w tlen. Wyróżniamy 3 strefy: tlenową, nisko-tlenową i beztlenową. W strefie pierwszej mamy dostatek tlenu. Najczęściej są to powierzchnie mające bezpośredni kontakt z napowietrzoną wodą akwariową, czyli powierzchnia skały, pierwsza (najpłytsza) warstwa piasku, szyby, powierzchnie zanurzonych sprzętów, etc. Bakterie zamieszkujące tę strefę uczestniczą w procesie utleniania, czyli doczepiania atomu tlenu do istniejących cząsteczek związków azotu. W cyklu azotowym, proces ten nazywa się nitryfikacją – górna część rysunku. Widzimy, że dzięki nitryfikacji amoniak i jony amonowe (NH3/NH4+) przechodzą kilkustopniową nitryfikację do jonów azotanowych (NO3-). Jony te powoli przenikają do warstw z mniejszą ilością tlenu. Gdzie takie strefy się znajdują? W głębszych warstwach piasku (ale nie najgłębszych), pod samą powierzchnią skały lub ceramiki filtracyjnej np. siporax. Strefy te zamieszkują bakterie fakultatywne, które cały czas potrzebują do życia tlenu, ale ze względu na jego deficyt, muszą pobierać go z substancji wcześniej utlenionych. Ta kilkustopniowa faza cyklu azotowego polega na odrywaniu kolejnych atomów tlenu od tlenków azotu, przemieniając je ostatecznie w azot cząsteczkowy (N2) . Proces ten nazywa się denitryfikacją i jest niejako odwrotnością nitryfikacji.
Całkiem niedawno naukowcy odkryli, że jeden z procesów cyklu azotowego zachodzi również w warstwach całkowicie pozbawionych tlenu, czyli w najgłębszych obszarach piasku czy głęboko w skale- wszędzie tam, gdzie natleniona woda nie może się dostać. Badania dowodzą, że niektóre szczepy bakterii są w stanie zmagazynować w swoich komórkach azotany, które stają się źródłem tlenu dla innych procesów chemicznych (cykl siarkowy). To powoduje, że bakterie redukują azotany i azotyny bezpośrednio do amoniaku. Ten z kolei jest wykorzystywany do reakcji ANAMMOX polegającej „beztlenowym utlenianiu amoniaku” (ANaerobic AMMonium OXidation). Nie będziemy tu dalej wnikać w ten złożony proces biochemiczny. Dla nas, najważniejsze jest to, że na skutek cyklu azotowego, następuje redukcja toksycznych i niechcianych w akwarium do nieszkodliwego azotu cząsteczkowego.
Jak to się ma do naszego DSB? Mam nadzieję, że zaczynacie rozumieć. Piasek w złożu jest nie tylko powierzchnią dla bakterii, ale również zatrzymuje natleniona wodę przed dostaniem się jej do stref beztlenowych. Jako ciekawostkę dodam, że dla wielu bakterii beztlenowych tlen jest skrajnie toksyczny. Dlatego nie mogą one mieszkać w wodzie, w której znajduje się rozpuszczony tlen.
Zobaczcie rysunek, który upraszcza mocno model cyklu azotowego i przekłada go na nasze DSB.
Rysunek 2 – Uproszczony cykl azotowy w DSB (przetłumaczone z: www.3reef.com/threads/what-to-about-dsb.144924/)
Natleniona woda dociera do płytkich warstw DSB dostarczając tlen do procesów nitryfikacyjnych. Im głębiej, tym bardziej rośnie nam deficyt tlenu, jednocześnie umożliwiając zachodzenie procesów denitryfikacji. W najgłębszych warstwach DSB zachodzą procesy redukcji (również siarczanów do siarkowodoru i siarki).
Inne zalety DSB
Dzięki zdolności oczyszczania wody złoże piaskowe potrafi doskonale buforować skoki nutrientów, które mogą się zdarzyć przy okazji np. przelania odpieniacza czy przedawkowania pokarmu. Dojrzałe DSB potrafi w ciągu kilku godzin wchłonąć zdechłą rybę bez zauważalnego skoku azotanów czy fosforanów.
Ze względu na wydajność filtracyjną DSB, nie musimy polegać tak bardzo na żywej skale, jako części filtracji biologicznej. Dzięki temu możemy zmniejszyć ilość skały w akwarium i pozwolić sobie na lekkie konstrukcje skalne lub stosować sztuczną skałę pod korale.
Rysunek 3 – Akwarium SPS-owe prowadzone bez odpieniacza na filtracji biologicznej opartej na DSB i refugium (dzięki uprzejmości Grzegorza Dyzmy)
Kolejną zaletą DSB jest produkcja naturalnego pokarmu dla filtratorów i korali. Dojrzałe złoże jest zamieszkiwane przez tysiące organizmów takich jak skorupiaki, nicienie, wieloszczety, gąbki, rurówki, szkarłupnie i wiele, wiele innych. Te organizmy żyją we własnym świecie, w którym się rozmnażają, wydalają czy rodzą, produkując najlepszy możliwy pokarm dla koralowców i innych filtratorów. DSB „produkuje” zooplankton, jaja, larwy, pancerzyki po wylince, wydaliny i wydzieliny, które trafiają do kolumny wody stając się jednocześnie naturalnym (w dosłownym tego słowa znaczeniu) pokarmem dla korali. Jest to funkcja, której zalet w akwarium morskim nie da się przecenić. Nawet, jeśli stosujemy tylko SSB (Shallow Sand Bed – Płytkie Złoże Piaskowe), czyli typowy żywy piasek na dnie akwarium głównego, to wystarczy poświecić latarką w nocy, aby zobaczyć mnogość życia w złożu.
Złoże piaskowe bardzo szybko przejmuje funkcje głównego napędu filtracji biologicznej na tyle silnej, że coraz częściej mówi się o odpieniaczu, jako uzupełnieniu niż o podstawie filtracji. Zobaczcie zdjęcia akwarium SPS-owego, w którym filtracja oparta jest o DSB z refugium.
Budowa DSB
Mam nadzieję, że wyobrażacie sobie już jak takie złoże piaskowe pracuje. Jednak, aby korzystać z jego zalet, trzeba pamiętać o kilku zasadach. Istnieje wiele szkół zakładania DSB. Część z nich mówi o zaletach różnorodności ziaren piasku czy o korzyściach płynących ze stosowania piasku aragonitowego. Rozwiązania te wiążą się z dodatkowymi utrudnieniami, dlatego poniższe rady opierają się o najprostszą i wcale nie mniej skuteczną metodę zakładania DSB, co nie znaczy, że tamte metody nie działają. Jeśli chcecie więcej informacji o bardziej złożonych systemach DSB poczytajcie sobie na przykład o złożu DyMiCo.
Powyższy klip ukazuje kilka ujęć życia pomiędzy ziarnami piasku w moim DSB. Powiększenie około 400x
Budując DSB pamiętajcie o poniższych radach.
– Do poprawnego założenia DSB musimy stosować najdrobniejszy w handlu suchy piasek (żywy się nie nadaje). Najlepszy będzie ten o granulacji 0,1-0,5mm, jednak ten do 1mm też będzie dobry. Tak drobna granulacja ziaren powoduje, że do DSB nie będą wnikać zbyt duże drobiny detrytusu. Niektóre publikacje preferują obłe ziarenka piasku, ja jednak wiele razy stosowałem piasek o nieregularnych ziarnach bez żadnych problemów.
– Do DSB nie nadaje się piasek aragonitowy, który rozpuszcza się w niskim pH. Ma to swoje zalety, jak na przykład buforowanie pH, ale długoterminowo redukuje objętość DSB. Zamiast tego stosuje się piasek kwarcowy, który się nie rozpuszcza w niskim pH panującym w DSB.
– Ze względu na to, ze w głębszych warstwach DSB kumulują się toksyczne substancje np. kwas siarkowodorowy, mocno namawiam do budowania złoża w osobnym zbiorniku, który w przypadku kłopotów, będzie można odłączyć od systemu. Jeśli nie mamy osobnego akwarium, jako pojemnik na DSB ostatecznie sprawdzi się kontener PCV, który ukryjemy pod akwarium. Uniemożliwi nam to, co prawda obserwowanie rozwoju życia w DSB, ale taki kontener jest przede wszystkim tani i łatwo podłączyć go śrubunkami do obiegu.
– Jeśli już mowa o obiegu, to należy pamiętać, żeby zbiornik DSB był zasilany z wody sprzed odpieniacza, natomiast powrót wody ze zbiornika DSB powinien trafiać do komory pompy obiegowej (koniecznie po odpieniaczu). Nie chcemy przecież, żeby odpieniacz wyczyścił nam wodę z substancji odżywczych.
Rysunek 4 – Widok dojrzałego DSB, którego dno gęsto zasiedliły kolonie rurówek (dzięki uprzejmości Grzegorza Dyzmy)
– Jak głębokie powinno być złoże DSB? Naukowcy zbadali, że procesy beztlenowe mogą zachodzić już na głębokości 3-4 cm. Wymaga to jednak najdrobniejszego piasku i wolnego przepływu wody ponad nim. Drobny piasek staje się barierą hamującą dyfuzję natlenionej wody w głąb DSB. W praktyce jednak przyjmuje się, żeby DSB miało, co najmniej 7-8 cm. Jeśli stosujemy piasek o ziarnach 0,5-1mm, powinniśmy zrobić złoże o głębokości co najmniej 10cm.
-Przy planowaniu DSB, upewnijcie się, żeby nad piaskiem było, co najmniej 15-20cm. Chodzi o to, żeby w wodzie znajdowała się odpowiednia ilość organiki do odżywiania DSB.
– Konieczne jest takie dopasowanie przepływu wody nad piaskiem, aby woda go nie wydmuchiwała. Zasilanie w wodę z akwarium powinno być maksymalne możliwe, przy nieruchomym piasku. Jeśli jest tak, że nad DSB stosujemy pompy cyrkulacyjne, upewnijmy się, że są dobrze przymocowane na magnesach. Pompy na przyssawkach się nie nadają, bo wcześniej czy później odpadną, robiąc „burzę piaskową” w zbiorniku z DSB. Taka sytuacja jest skrajnie niebezpieczna, ponieważ do wody dostają się uwolnione substancje toksyczne z głębszych warstw DSB.
– W zbiorniku DSB możemy trzymać zwierzęta, które nie kopią zbyt głęboko. Nadają się do tego ślimaki z rodzaju Nassarius sp. czy Cerith sp. Pożądane są wszelkie wieloszczety i małe rozgwiazdy np. asteriny. Typowe rozgwiazdy piaskowe np. Echinarachnius parma kopia zbyt głęboko, więc do akwarium z DSB się nie nadają. Z tych samych powodów w DSB nie należy trzymać ryb kopiących. Do nowo założonego DSB nie wkładamy żadnych zwierząt.
– Jeśli chodzi o glony, to DSB doskonale uzupełnia się z typowymi glonami, które trzymamy w refugium. Na złożu możemy trzymać niektóre gatunki z rodzaju Caulerpa sp. np. C. prolifera czy C. taxifolia. Ze względu na soją ekspansywność odradzam trzymanie C. racemosa. Jeśli na złożu rosną nam glony, które wkopują się w piasek za pomocą ryzoidów, musimy pamiętać o ostrożnym obchodzeniu się z nimi np. podczas docinania. Zbyt gwałtowne ruchy mogą nam wyrwać glon razem z sporą ilością piasku. Więcej o glonach będę pisał w kolejnej części artykułu.
– Oczywistym jest, że jeśli decydujemy się na glony w DSB to musimy je oświetlać. Jeśli nie trzymamy w DSB glonów, warto rozważyć dwie kwestie. Po pierwsze DSB musi posiadać najniższy element piramidy pokarmowej, jednokomórkowe glony. Dzięki temu zadbamy również o organizmy roślinożerne. Dlatego należy oświetlać DSB nawet wtedy, gdy nie łączymy go z refugium. Po drugie, zbiornik ze złożem piaskowym może (albo nawet powinien) mieć tak zwane strefy „cryptic zones”, czyli takie, do których nie dociera światło. Daje nam to możliwość rozwoju organizmów, które nie przepadają za światłem np. gąbek. Możemy to osiągnąć oświetlając tylko część dna DSB lub zacieniając je częściowo na przykład kawałkiem skały.
Rysunek 5 – formujące się pęcherzyki azotu pod powierzchnią DSB świadczą o dynamicznej denitryfikacji
– Jeśli już mowa o skale w DSB, to nie powinno być jej tam zbyt dużo. Wynika to z tego, że część organizmów będzie preferowała bardziej „twarde” podłoże. Drugi powód to taki, że DSB pracuje powierzchnią, dlatego nie chcemy jej zbytnio przykrywać.
– DSB trzeba dokarmiać. W dużej części zrobi to woda przepływająca nad złożem, ale dla dojrzałego DSB będzie to niewystarczające. Dlatego do zbiornika z DSB trzeba regularnie podawać pokarm. Co podawać? W zasadzie wszystko, co uważamy za pokarm w akwarystyce morskiej, ponieważ każdy typ odżywki, znajdzie w DSB swojego amatora. Podawajmy więc regularnie fitoplankton, mrożonki, jaja krabów i ryb, suszony zooplankton, a nawet większe kawałki np. pokrojoną na drobno krewetkę koktajlową czy kawałek surowej ryby. Należy też pamiętać, żeby nie przekarmiać młodego DSB. Nowo założone złoże może być dokarmiane np. fitoplanktonem, a później pokarmami w proszku. Gdy w zbiorniku z DSB pojawią się ślimaki wszystkożerne czy wieloszczety, możemy podawać większe kawałki pokarmu np. mrożonego kryla, czy krewetki.
– Raz zrobionego DSB nie powinno się uzupełniać dodatkowo piaskiem. Jeśli jednak już mamy taką konieczność, nie można dosypywać zbyt dużo piasku na raz, aby nie zasypać i udusić organizmów mieszkających na powierzchni złoża. Z tego samego powodu nie powinno się stosować do zakładania DSB żywego piasku.
– Piasek po kupieniu, może wymagać przepłukania wodą, w celu usunięcia pyłu kwarcowego i innych drobnych zanieczyszczeń. Najlepiej byłoby to zrobić w wodzie RODi, albo przynajmniej samą wodą RO, jednak na takie płukanie zejdzie sporo wody. Jeśli widzimy, że piasek mocno pyli, to można początkowo przepłukać go kilka razy w kranówce (czasami nawet i kilkanaście razy), a dopiero na koniec dobrze przemyć wodą z filtra.
– Po uruchomieniu DSB na suchy (i martwym) piasku zacznie się walka o dominacje różnych organizmów. Dlatego należy spodziewać się, że piasek szybko zostanie zdominowany przez okrzemki cyjanobakterie i dino. Jest to normalna sytuacja, ponieważ nowy teren zajmują w pierwszej kolejności organizmy najbardziej ekspansywne. Dopiero na później, dzięki miedzy innymi namnażaniu mikroskopijnych organizmów zwierzęcych nastąpi recesja glonów i cyjano. W tym momencie należy zacząć delikatne dokarmianie DSB według tego, co pisałem powyżej.
Podsumowanie
Dobrze prowadzone DSB ma niesamowite zalety. Nie dość, że ma dużą moc oczyszczania akwarium, to jeszcze jest źródłem doskonałego pokarmu dla korali. DSB nie wymaga tyle zachodu, co zbiornik wystawowy. Jednak złoża nie można zaniedbać np. przez zagłodzenie. Żeby nie stracić jego właściwości należy je regularnie karmić. Ja robię to codziennie, dolewając fitoplanktonu i dorzucając mrożonki. Poza tym, pozwalam rozwijać się DSB w sposób naturalny. Jak już nic nie widzę w środku, to czyszczę frontową szybę, a poza tym nie ingeruję w „ewolucje” złoża. Dla akwarium, korzyści z posiadania zdrowego DSB są na tyle duże, że warto rozważyć jego założenie w każdej sytuacji. Według mnie nawet małe złoże jest lepsze niż jego brak.
Na koniec przedstawiamy kolejną wersję kalkulatora akwarystycznego rozbudowanego o moduł obliczania ilości piasku do DSB
Jedną z idei portalu ReefHub jest promowanie odpowiedzialnej akwarystyki morskiej, czyli takiej, która za sprawą poznawania jej tajników ma mniejszy wpływ na środowisko naturalne. To przez zrozumienie zasad i procesów zachodzących w typowym akwarium morskim możemy ograniczyć wpływ, jakie nasze hobby ma na życie na rafach.
Temat dzisiejszego artykułu chodził mi po głowie już chyba od roku. Jednak delikatna natura eksperymentu i pewne problemy logistyczne spowodowały, że dopiero niedawno mogłem się za to zabrać. Tym razem na tapetę poszły sklepy akwarystyczne, które dla wielu akwarystów są często (przynajmniej na początku) jedynym źródłem sprzętu i akcesoriów akwarystycznych. W moim eksperymencie jednak to nie sprzęt był głównym tematem, a podejście do klienta w zakresie odpowiedniego doradztwa zwłaszcza w doborze obsady i startu akwarium. Biorąc pod uwagę fakt, że często to właśnie sklep jest źródłem wiedzy dla początkujących akwarystów chciałem sprawdzić jak bardzo sklepy maja na sercu dobro mieszkańców akwarium i czy w grę wchodzi typowe naciąganie kupującego na kasę. Na tapetę poszło dziesięć najpopularniejszych sklepów w Polsce. Jakie to sklepy? Dokładnie te, o których myślicie.
Od razu uprzedzam. W eksperymencie nie chodzi o to, aby pokazać najgorszy i najlepszy sklep w Polsce. Chodzi raczej o pokazanie trendów tak, abyście wiedzieli, na co liczyć odwiedzając lokalny sklep. Tak wiec, ci z Was, którzy spodziewają się nazw i rankingu będą zawiedzeni. Druga sprawa to oferowane usługi i sprzęt. Nie będę ich oceniał i porównywał, bo dobrze wiem, że „każda pliszka swój ogonek chwali” i różne sklepy będą zachwalały różne towary. To samo się tyczy cen. Nie wnikam w to, który sklep kasuje mniej za ten sam produkt. Polityka cenowa jest indywidualna dla każdego przedsiębiorcy, a to klient decyduje ostatecznie czy stać go na zakup czy nie.
Przebieg testu
W moim doświadczeniu chodziło o to, aby sprawdzić jak sklepy akwarystyczne potraktują kompletnie początkującego i średnio zamożnego akwarystę, który właśnie wrócił z rodzinnych wakacji w Egipcie, gdzie zakochał się w rafie koralowej. Aby to sprawdzić wykonałem dziesięć rozmów telefonicznych zaczynając od słów: „Nazywam się Artur Okrasa i chciałem kupić akwarium morskie…”
Zaraz potem dodawałem, że cała rodzina była zachwycona tym, co widziała pod wodą w Morzu Czerwonym i razem z żona chcieliśmy zrobić dzieciom niespodziankę i kupić im akwarium morskie. Żeby nie było za łatwo, to w moją część wypowiedzi wplotłem kilka pułapek, które miały na celu sprawdzenie reakcji sprzedawcy. Nie muszę chyba mówić, że scenariusz był możliwie identyczny dla wszystkich sklepów. Oczywiście istniał minimalny margines błędu wynikający z tego, że w dużym stopniu musiałem adaptować dyskusję w zależności od tego, jakie informacje otrzymywałem. Jeśli nawet dyskusja odchodziła od założonego planu, zawsze udało mi się wrócić na tory tak, aby zadać właściwe pytania.
Moja rola polegała na przedstawieniu obrazu klienta, którym jest poważny człowiek z żoną i dwójką dzieci, ale który nie ma pojęcia o prowadzeniu akwarium. Chęć kupna akwarium tłumaczyłem tym, że chciałem zainteresować tym hobby mojego starszego – dwunastoletniego syna, który interesuje się biologią. Grając kompletnego ignoranta w tematyce morszczyzny, sugerowałem, że chciałem zrobić dzieciom niespodziankę stawiając kompletny zbiornik w jeden weekend, podczas którego dzieci miały być u dziadków. Po powrocie miały zastać akwarium z kolorowymi koralami i rybkami, wśród których miał pływać Sohal (terytorialna ryba wymagająca bardzo dużo przestrzeni i dorastająca w naturze do 50-60 cm). Taki był mniej więcej szkielet dyskusji, którą uzupełniałem o dodatkowe pytania lub jasne sugestie, że na przykład wyjeżdżam często w delegacje i codzienną opiekę nad akwarium będzie sprawował mój starszy syn. Interesowało mnie to, jak szybko mogę mieć gotowe akwarium, skąd czerpać wiedzę, jakie są koszty prowadzenia zbiornika i jakie są trudności z nim związane. Na koniec prosiłem o emaila z wyceną sprzętu i listą najważniejszych zagadnień do samodzielnego poczytania. Podkreślałem bowiem to, że nie wiem o czym czytać i z czego zbudowane jest akwarium. Aha, dostępne miejsce na akwarium to 120cm ściany, czyli w domyśle około 360L(120x50x60h)
Na początku omówię każdą rozmowę telefoniczną, po czym wyniki zestawię w tabeli porównawczej, oraz przedstawie moją subiektywną ocenę tego jak oceniam rozmówcę pod względem sympatyczności, chęci pomocy i dzielenia się wiedzą. Wszystkie odpowiedzi zostały przedstawione tak, aby nie zawierały ewentualnych wskazówek, o jaki sklep chodzi. Ze względu na to, że niewielka część sprzedawców była kobietami, w celu utrudnienia identyfikacji, wszystkie „wywiady” opisałem tak, jakbym rozmawiał z mężczyznami.
Sklep nr 1
Osoba, na którą trafiłem okazała się gadułą w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Chętnie udzielała informacji na każde pytanie. Nie zaczęła, jak część rozmówców od tekstu w stylu:” przyjedź pan do nas to pogadamy” .Najpierw zasugerowała mi akwarium 120x60x60. Później jednak, chyba przerażona moja ignorancją zasugerowała popularnego ReefMaxa jako lepsze akwarium na start. Pomysł z postawieniem akwarium wraz z koralami i rybkami w weekend skwitowała tekstem, że to „bardzo zły plan, bo mało co przeżyje”. Jeśli zalałbym ReefMaxa żywą wodą i włożył żywą skałę, to pierwsze korale mógłbym włożyć po „kilku dniach”, „a dwie małe rybki po półtora tygodnia”. Temat sohala w 350L został przez sprzedawcę określony, jako “zbrodnia”, z czym się nota bene całkowicie zgadzam. A ilość ryb rekomendowana do 105L reefmaxowego obiegu według tego sklepu to „do 5 mniejszych” – co też uważam za całkiem rozsądną sugestie. Największe niebezpieczeństwo w akwarystyce morskiej zostało określone, jako „eksperymentowanie bez wystarczającej wiedzy”. Sprzedawca wyraźnie podkreślił, że dwunastolatek nie ogarnie sam takiego akwarium i będzie to hobby dla mnie i dla żony. Na pytanie skąd czerpać wiedzę, usłyszałem, że niestety nie ma dobrych polskich stron z akwarystyką morską, a „dostępne fora są okupowane w dużym stopniu przez początkujących akwarystów”. Zostają anglo- i niemieckojęzyczne książki.
Rozmowa trwała prawie 24 minut, podczas których nie zostałem na szczęście zalany marketingiem. Usłyszałem natomiast kilka słów będących typowym żargonem akwarystycznym. Emaila z wyceną i dodatkowymi informacjami nie otrzymałem.
Ogólna ocena przyzwoita, zwłaszcza za tego Sohala.
Sklep nr 2
Telefon odebrała osoba, która może i miała wiedzę akwarystyczną, jednak nie potrafiła jej pokazać i zachęcić mnie do zakupów właśnie w tym sklepie. Rozmowa trwała 16 minut, podczas których ja mówiłem więcej niż sprzedawca, który raczej nie wykazywał entuzjazmu i pasji do akwarystyki. Do tego sklepu dzwoniłem w poniedziałek rano, więc może to było powodem cierpienia w głosie sprzedawcy. Podczas rozmowy nie dostałem wiele konkretów. Nie było propozycji akwarium, a raczej opieranie się na mojej sugerowanej objętości 350L. Sprzedawca monotonnym głosem stwierdził, że nie da się założyć gotowego akwarium w weekend i potrzeba, co najmniej 4 tygodnie na dojrzewanie. Pierwsze ślimaki, można włożyć, o ile pozwolą wyniki testów po 3 tygodniach. Co do obsady, to wszystko zależy ode mnie. Można mieć „ławicę małych rybek np. chromisów lub kilka większych”. Interesująco wyglądała część dotycząca sohala. Na moje stwierdzenie, że bardzo podobają mi się sohale, było zero reakcji. Zadałem więc pytanie „ile sohali mogę trzymać w akwarium”. Znów nie otrzymałem konkretnej odpowiedzi, a raczej „że to zależy od tego co chce trzymać w tym akwarium”. Dowiedziałem się, że trudno o publikacje w języku polskim, a na forach trudno zweryfikować wiedzę piszących.
Dalej usłyszałem, że dwunastolatek powinien sobie dać radę z akwarium morskim i, że nie wymaga ono więcej czasu niż akwarium słodkowodne – zwłaszcza, jeśli będę trzymał „miękkasy” (skąd początkujący ma wiedzieć, co to są te „miękkasy”?)
Ogólnie sklep wypadł bardzo blado. Sprzedawca mówił w sposób, który budził moje wątpliwości, czy w ogóle lubi swoją pracę. Jako potencjalny klient musiałbym wysłać zapytanie na emaila, żeby otrzymać jakieś konkrety. A skąd u licha mam wiedzieć, o co pytać skoro jestem początkującym? Po rozmowie z tym sklepem wcale nie czułem się mądrzejszy, bo brak było konkretów. Być może podczas wizyty w sklepie dostałbym lepszą obsługę.
Dostałem natomiast od sklepu email z wyceną zbiornika 300L, która zawierała kilkuwyrazowe opisy sprzętu. Z ciekawostek dodam, że dolewka w wycenie została uznana za sprzęt opcjonalny.
Sklep nr 3
Na szczęście znów trafiłem na osobę pasjonującą się akwarystyką morską. Sprzedawca może nie był przesadnie gadatliwy, ale odpowiadał konkretami i wykazywał się wiedzą. Zgodził się z tym, że akwarium około 350L jest dobre na start bardzo szybko wyleczył mnie z pomysłu zakładania akwarium w jeden dzień. Wytłumaczył konieczność odczekania, co najmniej 3 tygodni na dojrzewanie i podkreślił starą zasadę, że „najpierw korale, a potem ryby”. Również wspomniał o konieczności powolnego wprowadzania ryb. Na pytanie o maksymalną ilość nie otrzymałem konkretnej liczby, jednak z odpowiedzi wynikało, że ilość zależy od wielu czynników i musi być dobierana optymalnie do filtracji. Również moja mój zapał, co do prowadzenia Sohala do 350L został szybko ostudzony. Usłyszałem grzeczne, ale stanowcze „sklep nie sprzedaje sohali do tak małych zbiorników” z powodu ich terytorialności i rozmiarów – należą się brawa, bo właśnie to chciałbym usłyszeć, jako miłośnik naturalnych raf koralowych. Rozmawialiśmy też o możliwościach dokształcania się początkujących akwarystów. Dowiedziałem się od sprzedawcy, że polskie publikacje są przedawnione i pozostają fora z „najpopularniejszym Nano-Reef”, na którym jednak nowicjuszom ciężko jest oddzielić dobrą radę od złej. Musiałbym, więc przerobić sporo informacji, żeby odfiltrować te najwartościowsze. Byłoby to zresztą konieczne, ponieważ „hobby byłoby głownie dla rodziców, a nie dla dwunastolatka, który jednak mógłby sporo pomagać tacie”. W przeciwieństwie do poprzedniego sprzedawcy, tu usłyszałem, że największe trudności z wiązane z akwarystyką to żelazna systematyczność, bo np. „odpuszczenie podmian może odbić się problemami”. Sprzedawca podkreślił też wzrost kosztów rachunków za wodę i prąd, oraz trudności z zostawianiem akwarium podczas wyjazdów rodzinnych. Jako jedyny z badanych sklepów wspomniał o potencjalnym hałasie generowanym przez sprzęt.
Kilka dni po rozmowie obszerny otrzymałem email, w którym zostały opisane komponenty akwarium i podstawowe informacje w stylu „co do czego” w akwarium morskim. Widać, że sprzedawca włożył sporo pracy w jego napisanie.
Ogólnie sklep wypadł bardzo pozytywnie. Rozmowa trwała 20 minut i sposób odpowiedzi i ich entuzjazm spowodował, że bardzo polubiłem sprzedawcę.
Sklep nr 4
Zaczęło się od tego, że na początek żaden telefon w godzinach pracy sklepu nie był otwierany. Próbowałem kilkakrotnie. Dopiero kilka dni później trafiłem na osobę, która chętnie odpowiadała na moje pytania. Sprzedawca był bardzo rozmowny, więc nic dziwnego, że rozmowa trwała pół godziny, podczas których usłyszałem parę informacji o dojrzewaniu i doborze odpieniacza. Do wyboru dostałem, gotowy zestaw 400L, lub bardziej rekomendowane przez rozmówce mniejsze akwarium około 300L, ale robione na zamówienie, co czyniło je sporo tańszym. Gdy wspomniałem o postawieniu akwarium w weekend, najpierw odradzono mi takie rozwiązanie tłumacząc to koniecznością dojrzewania i oczekiwania 2-3 tygodni na wprowadzenie ryb. Później jednak zaproponowano mi kupno wody, piasku i skały z działającego zbiornika, co dałoby możliwość jednoczesnego prowadzenia ryb i korali. To był jedyny sklep, który takie rozwiązanie uwzględnił. Osobiście nie wiem, czy nie skończyłoby się to problemami, jednak taka oferta z ust sprzedawcy padła. Na moje pytanie o Sohala (rozmowa dotyczyła akwarium około 300L+) usłyszałem dosłownie: “wybrał sobie pan jedną z droższych ryb, ale taka rybka mogłaby mieszkać w akwarium”. Serce mi zamarło, ale grałem swoja rolę do końca. Zapytałem, więc o całkowitą ilość ryb w moim przyszłym akwarium. W odpowiedzi usłyszałem, że można dać 5-6 pokolców i resztę mniejszych rybek, które np. wykonywałyby jakieś pożyteczne zadania np., wyjadanie ślimaków zjadających korale. Co do dokształcania się, to podobnie jak w innych sklepach dowiedziałem się, że brak jest polskojęzycznej literatury, a fora internatowe raczej spowodują większy mętlik niż odpowiedzą na moje pytania.
Usłyszałem natomiast fajne podejście do sprawy dziecka i akwarium. Sprzedawca pokreślił, że wspólne prace z synem mogły by być interesujące, a dwunastolatek, jeśli by się wkręcił w temat to szybko by przejął część obowiązków ojca w prowadzeniu akwarium.
Dużo usłyszałem też o trudnościach związanych z prowadzeniem tego hobby. Okazało się, że to temat “bardzo, bardzo, bardzo skomplikowany – około pięciu razy trudniejszy niż akwarium słodkowodne”. Jednak poziom trudności zależy głównie od rodzaju obsady. Innym problemem, z którym zresztą prywatnie się zgadzam, jest „prawidłowe zdiagnozowanie problemu”, ponieważ zła diagnoza może pogłębić trudności. Oprócz tego tradycyjne: „czas i systematyczność”
Martwi mnie tu jedna sprawa. Gdybym był totalnie początkującym hobbystą to prawdopodobnie dałbym się „zauroczyć” sprzedawcy. Mówił dość interesująco i z pasją, co mogłoby budzić zaufanie. Na koniec dostałem bardzo obszernego i rzeczowego emaila z opisem elementów akwarium. W emailu jednak sprzedawca powrócił to tematu dojrzewania i zasugerował „na pierwsze 3 miesiące kilka mniejszych rybek[…] a po trzech miesiącach, jak akwarium się ustabilizuje, dokupić np. sohala czy hepatusa”. Dodam, że zaproponowane akwarium w ostatecznej wycenie miało wymiar 100x60x60cm. Do tego doszedł drugi email ze zdjęciami korali.
Naprawdę szkoda, że sprzedawca tak niefrasobliwie podszedł do tematu Sohala w tak małym akwarium. Dla mnie to raczej dyskwalifikacja. Gdyby nie to, zapamiętałbym tą rozmowę całkiem dobrze.
Sklep nr 5
Telefon odebrała osoba, która chętnie dzieliła się informacjami w sposób wzbudzający sympatię i zaufanie. Myślę, że na początku podałem zbyt wiele informacji i sprzedawca pogubił się w odpowiedziach. Może nawet nie tyle pogubił, ile chciał mi odpowiedzieć na wszystko na raz. Wprowadziło to trochę zamieszania. Dopiero w trakcie trwania rozmowy, większość rzeczy została mi wytłumaczona. Postawienie dużego zbiornika (ok 300-400L) w weekend zdecydowanie odpada ze względu na konieczność zebrania wody, ustabilizowania się parametrów i kilkutygodniowej walki z glonami, przed którą zostałem ostrzeżony. Mniejszy zbiornik – (znów reefmax) można wypełnić żywą wodą oraz skałą i piaskiem z działającego akwarium – wtedy dojrzewanie miałoby być krótsze. Do takiego zbiornika można by było wprowadzić pojedyncze rybki i korale już po tygodniu. Zbiornik około 360L według tego sprzedawcy nie powinien być domem dla więcej niż 10 ryb – choć o ich wielkościach nie rozmawialiśmy. Natomiast małą ilość ryb można uzupełnić innym życiem np. krewetkami, ślimakami czy rozgwiazdami. Na pytanie o Sohala, sprzedawca odpowiedział, że to ryba zbyt duża na tak małe akwarium. Usłyszałem również, że niestety niektórzy akwaryści trzymają takie ryby w małych akwariach.
Prowadzenie akwarium morskiego jest według Sklepu nr 5 łatwiejsze niż się wydaje, ale wymaga systematyczności np. w podmianach wody, oraz częstej kontroli nawet podczas rodzinnych wyjazdów. Poza tym, takie akwarium mogłoby być prowadzone przez dwunastolatka pod okiem rodziców.
Jeśli chodzi o źródła wiedzy to po polsku albo książki na Allegro, albo przekopywanie się przez Nano-reef.pl. Niestety, trzeba się liczyć z licznymi trollami, które utrudniają czytanie wątków.
Odpowiedzi na moje pytania, często uwzględniały mój poziom wiedzy, a końcowy komentarz sprowadzał się do serdecznego zaproszenia do sklepu w „celu zorientowania się czy to w ogóle jest dla nas” – musze powiedzieć, że podobało mi się takie podejście.
Ogólnie bardzo rozsądna dyskusja, która zostawiła sympatyczne wspomnienia. Zwłaszcza, ze niedługo potem otrzymałem email z wyceną i linkami do opisów produktów.
Sklep nr 6
Trafiłem na bardzo rozmownego sprzedawcę, który zdecydowanie miał pojęcie o morszczyźnie i mówił dużo i na temat. Brakowało mi jednak pewnych konkretów. Później, jak wróciłem do notatek, okazało się, że brak mi informacji, o jakim akwarium była mowa. Na początku sprzedawca mocno rekomendował ReefMaxa 105L, jako zestaw idealny na początek. Później jednak wspomniał o możliwości zbudowania zbiornika pod wymiar. Gdy rozmawialiśmy o prowadzeniu akwarium, nie bardzo wiedziałem, do którego się odnosi dana wypowiedź. Dużo natomiast usłyszałem o dojrzewaniu i filtracji biologicznej, jako czynnika decydującego o rodzaju i wielkości obsady. Znów jednak nie dostałem konkretnej odpowiedzi, co do ilości ryb, które mógłbym trzymać w akwarium. Gdy zapytałem o Sohala, usłyszałem, że „to chyba jest zbyt duża ryba na takie akwarium”. To „chyba” mnie zaniepokoiło, choć w świetle późniejszych wypowiedzi podejrzewam, że to była raczej grzeczna odmowa sprzedawcy. Gdy rozmawialiśmy o jednoczesnym zakupie sprzętu i życia, usłyszałem, że „ani ja, ani inny poważny sklep nie sprzeda panu wszystkiego na raz”. Przyjmuję, więc, że to był raczej sposób wypowiedzi sprzedawcy, choć wolałbym zdecydowane „NIE”.
Co do samodzielnego zdobywania wiedzy Sklep nr 6 miał taką samą odpowiedź. Po polsku nic lub mało, a fora wymagają cierpliwości. Dostałem natomiast od sprzedawcy kilka słów kluczowych takich jak „dojrzewanie, filtracja, cykl azotowy”, które miałem sobie sam wygooglować.
Jeśli chodzi o receptę na „ładne, zdrowe i cieszące oko akwarium” to oprócz systematyczności podkreślona została konieczność posiadania wiedzy „około-akwarystycznej”. Sprzedawca zwrócił też uwag, że dwunastolatek łatwiej złapałby bakcyla podczas projektowania akwarium niż gdyby był postawiony przed faktem dokonanym. Wydaje się, że to słuszna uwaga.
Ogólnie rozmowa trwała prawie pół godziny, podczas, której sprzedawca wykazał się cierpliwością w tłumaczeniu podstaw. Niestety na mojego emaila z prośba o wycenę do tej pory nie otrzymałem odpowiedzi. Szkoda, bo rozmowa była interesująca i rozważałbym zakupy w tym sklepie.
Sklep nr 7
Gdy zadzwoniłem do kolejnego sklepu moje pierwsze wrażenie było takie, że przeszkodziłem sprzedawcy w jakiejś czynności. Usłyszałem coś w stylu: „Jak mam panu pomóc jak pan nie ma pojęcia o akwarystyce. Proszę przyjechać do sklepu to zobaczy pan, co i jak”. Być może przedstawiłem się, jako zbyt duży ignorant i sprzedawcy nie chciało się po prostu ze mną rozmawiać. Na szczęście, po kilku pierwszych minutach przełamałem lody i sprzedawca zaczął łaskawiej udzielać odpowiedzi.
Rozmowa toczyła się w okolicach 200L. Sprzedawca stwierdził, że „nie da się postawić zbiornika jednego dnia, bo akwarium musi dojrzeć i się rozruszać, co może zająć nawet do 3 miesięcy” Równie rozsądnie brzmiały porady o wpuszczaniu ryb do zbiornika – „1-2 na dwa tygodnie”. Poza tym, do takiego zbiornika będzie lepiej pasowało więcej drobnych i pokojowych rybek niż kilka dużych. Również pomysł z Sohalem został storpedowany przez sprzedawcę, który powiedział, że „Sohal to do zbiornika, co najmniej 500L”
Zostałem poproszony o wysłanie emaila z zapytaniem o sprzęt. Jednak próbowałem powiedzieć, że nie wiem, o co zapytać. Sprzedawca zasugerował, żebym się zorientował, co i jak czytając fora, bo poza nimi brak jest polskojęzycznych naukowych publikacji.
Wyraźnie dano mi do zrozumienia, że akwarium morskie to nie „kula z gupikiem” i, ze samo się prowadzić nie będzie. Aby osiągnąć sukces, potrzebne są, sprawy takie jak: stabilność parametrów i regularne podmiany, oraz kontrola i odpowiednia suplementacja mikroelementów. Jest to na tyle złożone, że dwunastolatek może „co najwyżej rybki nakarmić”, a akwarium musi być pod całkowitą opieką dorosłej osoby.
Chyba nie będzie zaskoczeniem, że nie dostałem emaila z wyceną i dodatkowymi informacjami.
Drogi Sprzedawco ze Sklepu nr 7, być może łatwiej jest sprzedawać towar klientom, którzy wiedzą, co chcą kupić, ale dobra obsługa klienta liczy się na każdym kroku. Nie wiem czy miałeś zły dzień, ale może warto przemyśleć niektóre swoje szorstkie wypowiedzi.
Sklep nr 8
Kolejny sklep to znów sporo pozytywnej energii. Rozmowa trwała pół godziny i w zasadzie uzyskałem wszystkie informacje, które chciałem. Sprzedawca wysłuchał mojej historii z wycieczkę do Egiptu, zapytał o moje doświadczenie i zaczął rzeczowo tłumaczyć kulisy akwarystyki morskiej. Na start zaproponował mi sprzęt około 250L z panelem, ponieważ stelaż, szafka, sump i hydraulika podniosłyby sporo koszt całości. W odróżnieniu od innych sklepów to odradzano mi zestaw typu ReefMax. Kategorycznie natomiast odradzono mi start akwarium z życiem w ciągu jednego dnia ze względu na konieczność dojrzewania, co trwa około 4 tygodni. Sprzedawca wyraźnie podkreślił, że biologii się nie da oszukać i „jeśli ktoś mówi, że się da to jest to zwykły naciągacz”. Temat Sohala również został potraktowany poważnie – według sprzedawcy jest to „zbyt duża ryba na 250L. Jak urośnie “to dostanie joba i pozabija inne ryby”.
Co do źródeł wiedzy akwarystycznej to usłyszałem, że „90% informacji na forach to bełkot”, natomiast był to jedyny sprzedawca, który polecił portal ReefHub.pl, jako „rzetelne źródło informacji zarówno dla początkujących jak i dla bardziej doświadczonych akwarystów”. Pozdrawiamy serdecznie, choć żeby pozostać rzetelnym, ta rekomendacja nie może wpłynąć na naszą ocenę sklepu.
Sprzedawca realnie stwierdził, że hobby ma wpływ na zasoby naturalne, ponieważ nie da się tak poprowadzić akwarium, żeby nigdy nic nie stracić i do tego się trzeba przygotować. Żeby jednak unikać problemów konieczna jest cierpliwość, unikanie zbyt dużych zmian na raz oraz prawidłowe wyciąganie wniosków, na co niestety potrzeba czasu. Jest to jednak na tyle piękne hobby, żeby dwunastolatek, który „jeśli chwyci zajawkę to z pomocą dorosłej osoby da sobie radę”.
Rozmowa przebiegała bardzo sprawnie. Na pytania otrzymywałem konkretne odpowiedzi i sklep numer 8 byłby jednym z poważniejszych pretendentów do wygranej (jeśli byłby to konkurs;)) gdyby nie to, że mój email z informacjami do wyceny pozostał do tej pory bez odpowiedzi.
Sklep nr 9
Kolejna rozmowa przebiegała w sympatycznej atmosferze. Sprzedawca cierpliwie i dokładnie odpowiadał na najgłupsze nawet pytania, a muszę powiedzieć, że chyba nawet przesadzałem z tymi pytaniami. Rozmowa trwała ponad dwadzieścia minut, podczas których dowiedziałem się o podstawach prowadzenia akwarium morskiego. Niestety chyba nie trafiłem w dobry czas, bo sprzedawca, co chwila odpowiadał komuś w tle. Było to ciut wkurzające, bo potem zdarzało mu się zapomnieć wątku i kontynuował rozmowę w innym temacie. Brakowało mi trochę spójności, co do rekomendowanego rozmiaru akwarium. Najpierw usłyszałem, że większe jest lepsze, potem sprzedawca jakby przeskakiwał na temat gotowca 90L.
Sprzedawca zdecydowanie odradził jednodniowy start akwarium z życiem dodając, że nawet przenoszenie dojrzałych i stabilnych zbiorników może spowodować problemy np. wysyp glonów. Zalecono mi więc przejście przez typowe dojrzewanie, które nie powinno trwać dłużej niż 6 tygodni. Dopiero potem mógłbym wprowadzać pojedyncze ryby.
Znowu spotkał mnie zawód w temacie Sohala. Na moje pytanie o jego zakup do zbiornika około 300L usłyszałem po chwili wahania: „do takiego zbiornika to myślę, że już by mógł być”. Zero komentarzy o agresji i terytorializmie, o których słyszałem w innych sklepach. Co do całkowitej obsady to sugestia, którą otrzymałem brzmiała „nie więcej niż cztery pokolce i kilka mniejszych rybek”
Jeśli chodzi o samodoskonalenie się w zakresie morszczyzny to sprzedawca powiedział, że “NR to bardzo dobre forum, które nas dużo uczy i nie uczy niczego zarazem” jednak wyraźnie wspomniał, że forum Nano-Reef doskonale nadaje się do znalezienia mentora – osoby, która mogłaby prowadzić mnie na początku przygody.
Jeśli chodzi o trudności związane z prowadzeniem akwarium to, dotyczą one głownie wytrwałości i systematyczności. I o ile dwunastolatek, będzie cierpliwie dbał o akwarium to powinien dać sobie radę. Jednak „pewnych trudności nie da się uniknąć”. Myślę, że chodziło tu raczej o trudniejsze sprawy, do których potrzebny byłby rodzic. Według sprzedawcy ze Sklepu nr 9, akwarium morskie nie jest bardziej wymagające niż słodkowodne – różnią się tylko czynnościami. W każdym razie trzeba poświęcać im 10-15 minut dziennie i trochę więcej w weekend, gdy robimy np. podmianę.
Po rozmowie ze sklepem i podesłaniem wymiarów zbiornika otrzymałem króciutki email, który zawierał załącznik z suchą wyceną akwarium
Cóż mogę powiedzieć? Mimo, że sprzedawca miał pojęcie o akwarystyce morskiej, to Sohal w 300L dla mnie to dyskwalifikacja. Miłośnik akwarystyki rafowej nie powinien sprzedać Sohala do 300L – no chyba, że nie jest miłośnikiem, a raczej sadystą.
Sklep nr 10
Sprzedawca z ostatniego badanego sklepu wykazał się sporą wiedzą i konkretnymi odpowiedziami. Czasami nawet zbyt konkretnymi, bez jakiegokolwiek rozwinięcia. Na mój wstęp usłyszałem: „aaa, to będzie pan potrzebował szkło, stelaż i szafkę” …i cisza. Dopiero moje dodatkowe pytania doprowadziły do rozwinięcia odpowiedzi. Widać było, że sprzedawca ma sporą wiedzę, choć gdyby dodawał więcej od siebie, konwersacja mogłaby być bardziej interesująca. Temat startu „na raz” znów wytłumaczył krótkim „nie można tak, bo zwierzaki padną”. I jeszcze raz musiałem ciągnąć go za język. Wtedy dowiedziałem się więcej o równowadze biologicznej i dojrzewaniu, które zasadniczo trwa od 4 do 6 tygodni. Dopiero wtedy możemy myśleć o zwierzętach, choć sugerowana jest najpierw prosta ekipa czyszcząca.
Na pytanie o pokolca w 300L usłyszałem przeciągłe „uuu” a potem zaraz „nie do 300L. Ryba rośnie duża, jest wymagająca i trudna dla początkującego”. Na pytanie o maksymalną ilość ryb w akwarium nie dostałem konkretnej odpowiedzi, chociaż sprzedawca zasygnalizował, że da się „ładnie i kolorowo”, bez zbytniego obciążenia dla równowagi biologicznej.
Zaproponował, że chętnie będzie służył poradą, ponieważ oprócz for nie ma nic interesującego po polsku, a i fora wymagają, chociaż wstępnej wiedzy, żeby móc z nich korzystać.
Morszczyzna według sprzedawcy ze sklepu nr 10 nie jest jakoś bardzo trudna o ile akwarium jest regularnie doglądane – również podczas urlopów. Jest do ogarnięcia przez dwunastolatka, o ile ktoś ze starszych mu pomoże w trudniejszych czynnościach.
Ogólnie szesnastominutowa rozmowa przebiegła bardzo sympatycznie, choć nad podejściem do klienta można by było popracować. Dobrze, że wiedzialem o co pytać :) Zdecydowany plus za podejście do tematu Sohala w 300L. Emaila niestety sie nie doczekalem
To już był ostatni sklep. Ocenę pozostawiam Wam. Jeśli macie własne doświadczenia, to zapraszam do komentowania. Jednak proszę o kontynuowanie anonimowości sklepów. W końcu nie chodzi tu o piętnowanie tylko o podniesienie świadomości ekologicznej sklepów i kupujących.
Podsumowanie
Muszę powiedzieć, że dziesięć wywiadów dało mi dużo pracy. Dzisiaj, po kilku tygodniach od telefonów myślę, że cała koncepcja zostałaby podoba, choć rozmowy przeprowadziłbym chyba ciut inaczej.Tak czy inaczej, zdobyłem wyniki, które publikuje w tym artykule. Osobiście jestem nimi raczej pozytywnie zaskoczony. W zasadzie każdy sklep, kładł nacisk na dojrzewanie, choć jego długość wahała się od dwóch tygodni do trzech miesięcy.
Większość sprzedawców intensywnie namawiała mnie do przyjazdu do ich sklepu tłumacząc to łatwiejszym zrozumieniem złożoności i oraz łatwiejszymi decyzjami w sprawie sprzętu i obsady.
Osobiście, najbardziej zapadły mi w pamięć 3 sklepy, jeśli chodzi o dobry serwis, czas poświęcony klientowi i rzeczowe porady i jeden, ze względu na to, że miałem wrażenie, że przeszkadzam sprzedawcy.
Wszystkie te sklepy akwarystyczne, które sprzedałyby Sohala do 300L powinny przemyśleć swoje stanowisko, bo to one maja w dużym stopniu wpływ na to, co zrobi klient. Z drugiej strony, ekologiczna edukacja mogłaby właśnie dać im większy kredyt zaufania u potencjalnego klienta, zwłaszcza, że media w kółko trąbią o recesji raf koralowych, globalnym ociepleniu, więc może warto by było promować to piękne hobby w sposób odpowiedzialny.
Na koniec chciałbym podziękować tym sprzedawcom, którzy okazali cierpliwość panu Arturowi Okrasie, służyli dobrymi poradami i wysłali obiecane emaile. Część z Was znam osobiście i chciałbym móc pochwalić Was imiennie, ale wiecie, że zaraz podniesie się larum, że ReefHub nie jest neutralny i jakąś prywatę uprawia :) Zostajecie za to cichymi, ale pozytywnymi bohaterami tego artykułu.
Kore 5th – jeszcze dozownik czy już komputer akwarystyczny?
[fb_button]
Niestety tylko nawałem pracy i mogę tłumaczyć opóźnienie w publikacji kolejnego artykułu. Tym bardziej, że przesyłka ze sprzętem trafiła do mnie na początku wakacji. Poza tym rozmiar i waga paczki gwarantowały, że nie będzie to temat do opracowania w tydzień czy dwa. Dlatego chciałem zabrać się za to wtedy, gdy będę miał więcej czasu na rzetelne opracowanie recenzji. Tym razem do „laboratorium” ReefHub trafił najwyższy model pompy dozującej Kore 5th firmy Pacific Sun. Chociaż rozpakowując kolejne pudełka zastanawiałem się czy to jeszcze pompa dozująca czy może coś innego…
Dzisiejsza akwarystyka nie ma nic wspólnego z tą, którą pamiętam z czasów dzieciństwa, kiedy w 20-to litrowym klejonym kitem okiennym akwarium pływały gupiki i mieczyki. Za słońce robiła 15-to watowa żarówka, a za grzałkę szklana rurka wypełniona solanką, w której zanurzone były dwie elektrody wyciągnięte z baterii. Dziś akwarystyka morska to przemysł wyceniany na wiele miliardów dolarów i co najważniejsze pełen najróżniejszej klasy sprzętów mających ułatwić nam opiekę nad akwarium i jego mieszkańcami. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że zawartość dużego domowego akwarium to koszt liczony w grubych dziesiątkach tysięcy złotych, to nic dziwnego, że coraz częściej powierzamy go opiece coraz bardziej wyrafinowanym sprzętom.
Pompa dozująca bez wątpienia stała się wyposażeniem podstawowym zbiorników, których mieszkańcy wymagają najdokładniejszej kontroli podaży suplementów, od których zależy kondycja, wybarwienie czy wzrost korali. Niektóre preparaty należy dozować już nie w dziesiątkach mililitrów, a w kroplach na 100L wody w obiegu. Doskonałym przykładem jest tu metoda zeovitowa słynąca z całej gamy preparatów podawanych na krople. Zresztą nie chodzi tu tylko o aptekarską precyzje dozowania. W typowym zbiorniku SPSowym akwarysta bardzo szybko dochodzi do wniosku, że ciągłe odmierzanie i ręczne podawanie płynów Metody Ballinga jest zajęciem żmudnym, które bardzo łatwo jest powierzyć automatom. Tak więc, do listy z oświetleniem, odpieniaczem, cyrkulacją dopiszcie pompę dozującą, bo szybko docenicie jej zalety.
Dzisiaj na rynku dostępna jest cała masa podobnych urządzeń. Niedawno opisywaliśmy całkiem udaną konstrukcję innego rodzimego producenta pompę dozującą Aqua Trend Doser AT-1. Dzisiaj jednak rzucę trochę światła na produkt firmy Pacific Sun, która do tej pory kojarzyła się akwarystom głównie z produkcji oświetlenia do akwarystyki. Tym razem jest to ich najnowsze dziecko – pięciokanałowa pompa dozująca rozbudowana o moduł mieszalnika magnetycznego oraz dolewki wody.
Otwieramy paczkę…
Dostarczony do testów model Kore 5th był w najwyższej dostępnej wersji. Nasza przesyłka zawierała trzy pudełka: moduł pompy, moduł mieszalnika oraz akrylowy statyw, a raczej ramka, w której umieszcza się oba urządzenia.
Przesyłka zawierała trzy pudełka: dozownik Kore 5th, mieszadło magnetyczne i akrylowy stojak
Trzeba przyznać, że w oczy od razu rzuca się schludny design przypominający wyglądem resztę produktów firmy Pacific Sun. Zarówno sama pompa jak i mieszalnik są bardzo elegancko zaprojektowane i naprawdę przyciągają oko już samym wyglądem. Bądźmy jednak szczerzy, sprzęt ma działać niezawodnie, a nie ładnie wyglądać na półce, zwłaszcza zamknięty w szafce pod akwarium.
Zacząłem przyglądać się małym woreczkom, w których umieszczone były dodatkowe akcesoria potrzebne do pracy. Po chwili na stole zabrakło miejsca na wszystkie komponenty. Wężyki, zaworki, czujniki, kable i cała masa dodatkowych elementów zaczęła mnie lekko przytłaczać. Zwłaszcza, że ciągle brakowało mi jakiejś solidnej instrukcji montażu czy schematu, dzięki którym wiedziałbym, co do czego. Niestety, czegoś takiego nie znalazłem. Znalazłem za to płytę CD z manualem. Otworzyłem plik na laptopie i… szybko okazało się, że instrukcja, owszem, omawia wszystkie funkcje sprzętu, ale ja cały czas nie wiem jak to zmontować w całość. Dopiero zdjęcia znalezione w Internecie uzmysłowiły mi jak urządzenie wygląda po złożeniu. Przyznam, że o ile oba urządzenia zrobiły na mnie dobre wrażenie z wyglądu to ta cała ramka do mnie nie przemówiła. Być może przez ten brak instrukcji montażu, a być może, dlatego że moim zdaniem oba urządzenia (pompa i mieszalnik) wyglądają dużo lepiej osobno niż zamontowane na statywie, który nie był super stabilny i leciutko trzeszczał przy manipulowaniu przy pompie. Znów jednak trzeba zaznaczyć, że w ostatecznym rozrachunku liczy się sprzęt i jego możliwości, więc temat statywu na razie odpuszczam.
Mimo, że w pudełkach w pudełkach było mnóstwo akcesoriów, nigdzie nie znalazłem solidnej instrukcji “krok-po-kroku”
Sprzęt stoi złożony i następuje pierwsze podłączenie do prądu. Pod razu powiem, że Kore 5th w wersji z mieszadłem potrzebuje dwa gniazdka zasilające. Pewnie to nie problem, ale czasami pod akwarium brakuje wolnych gniazdek. Wracając do tematu… Podłączam do prądu i zapala się niebieskie menu, na którym wyświetlają się napisy procedury startowej. Wszystko pięknie. Jednak na obudowie nie ma żadnych przycisków umożliwiających konfiguracje pompy. Przypomniałem sobie o płycie CD. Rzeczywiście w jednym z katalogów znajduje się program sterujący. Szybka instalacja na komputerze i… zonk. Uświadomiłem sobie, że ani mój PCet ani laptop nie maja wbudowanego modułu Bluetooth. Ło matko i córko! Nie będzie dzisiaj zabawy… Szybko zalogowałem się na ebay i kupiłem najtańszy (kilkanaście zł) moduł BT w wersji 4.0. No, ale czekać trzeba…
Dozownik…
Czekając na BT postanowiłem napisać trochę o samym sprzęcie. Zarówno mieszalnik (stirrer) jak i sam dozownik są podobnego kształtu, co ładnie podkreśla modułowość zestawu. My otrzymaliśmy go w wersji białej, ale Kore 5th występuje też w czarnej obudowie. Dozownik posiada 5 pomp dozujących. Do podstawowej metody Ballinga potrzeba 3, więc mamy dodatkowe dwie pompy dozujące, które możemy wykorzystać na dawkowanie np. VSV ,dodatkowych mikroelementów lub nawet wykorzystać jako pompę dolewki. Ekran z informacjami o dawkach i ilościach dostępnych płynów znajduje się obok pomp, na przedniej ściance dozownika. Dzięki temu, że dozownik może pracować również sam (bez mieszalnika) w zasadzie nie potrzebuje dużo miejsca, ponieważ ma niski profil. Wymiary urządzenia to 40x14x5cm, czyli powinno zmieścić się na niewielkiej półeczce pod akwarium (mowa o samej pompie dozującej). Niestety, producent zaprojektował urządzenie tak, że wszystkie kable maja grube i sztywne wtyczki, które wymagają co najmniej 6cm miejsca z tyłu urządzenia. Tak więc, mimo że urządzenie jest smukłe i eleganckie, pólka do niego musi mieć przynajmniej 20cm szerokości.
Zmontowany zestaw.
Z tyłu dozownika znajduje się szereg gniazd, do których podłączamy dodatkowe czujniki. Jakie czujniki zapytacie? Przecież to tylko dozownik… No właśnie, nie tylko. Chyba największą zaletą tego jest to, że ma on formę modułową i jako taki jest elementem startowym całego komputera akwarystycznego, który już w niedługiej przyszłości ma mieć możliwość podłączania kolejnych elementów. Jakich? Wiem już o paru zaawansowanych projektach, ale niestety nie zostałem upoważniony do pisania o nich w tej recenzji. Dzisiaj tylko mogę powiedzieć, że pierwszym elementem jest właśnie mieszadło magnetyczne.
Wersja bez mieszadła magnetycznego. Stojak można postawić na półce lub podwiesić pod akwarium.
Co mi się podoba? Stylistyka to zdecydowany plus urządzenia. Wygląda elegancko, tak, że być może część użytkowników nie będzie chciała chować go głęboko w szafce pod akwarium. Druga sprawa to 5 kanałów. Mimo, że dozownik ma możliwość dołączenia kolejnych modułów dozujących, to 5 pomp chyba wystarczy dla większości zastosowań w typowym akwarium.
Sprzęt prezentuje się super i jedyne co mi się nie podoba to głównie te wielkie i sztywne wtyczki – wymagają dodatkowo 30% więcej powierzchni półki, o którą w ciasnej szafce może być trudno.
Mieszadło magnetyczne…
Każdy z Was, kto stosował kiedyś gęste suplementy akwarystyczne wie, że przed ich podaniem należy mocno wstrząsnąć buteleczką w celu wymieszania zawartości. Dotyczy to pokarmów syntetycznych, czy wielu preparatów typu Coral Snow firmy Korallen Zucht czy Coral B firmy Aquaforest. Konieczność ich wstrząsania przed podaniem jednocześnie dyskwalifikuje stosowanie pomp perystaltycznych do ich dozowania. Czemu? A temu, że „gęste” opadnie na dno i wężyk będzie zaciągał tylko jedną frakcje płynu. Żeby ominąć ten problem, wymyślono właśnie mieszadło magnetyczne.
Mieszadło magnetyczne – Magnetic Stirrer
Najogólniej mówiąc, mieszadło magnetyczne to pudełko, wewnątrz którego znajduje się silnik obracający magnesem stałym pod samą górną ścianką. Jeśli na tą ściankę postawimy butelkę z płynem, do którego wrzucimy małą, plastikowy wirnik, w którym zatopiony jest drugi magnes, to zacznie się on kręcić w polu magnetycznym magnesu na silniku. Prawda, jakie to proste?
Powiem Wam, że pracowałem przez parę lat w jednym z najlepiej wyposażonych labów chemicznych w Polsce, gdzie korzystanie z mieszadeł magnetycznych było na porządku dziennym. Zastanawiam się, czemu to zajęło tyle czasu, żeby wprowadzić takie urządzenie do akwarystyki? Pomyślcie… Dozowanie jakichkolwiek gęstych płynów, które się rozwarstwiają już nie jest problemem. Stawiamy na mieszadle butelkę z Coral Snow i do środka wrzucamy fasolkę magnetyczną. Na kilkadziesiąt sekund przed podaniem płynu włącza się mieszadło i pompa podaje płyn równomiernie rozmieszany. Dla mnie to naprawdę hit. Do tego mieszadło Kore 5th posiada 5 takich stanowisk – dla każdej pompy jedno. Urządzenie jest połączone kablem sygnałowym z główną pompą, która steruje mieszaniem dla każdej pompy osobno.
Inne dodatki…
W obecnej wersji do pompy mamy możliwość podłączenia czujnika temperatury, który na obecną chwilę wykorzystywany jest tylko do jej monitorowania. Jednak już niedługo zestaw będzie można rozbudować o wentylatory chłodzące włączające się, gdy temperatura wody osiągnie zbyt wysoką wartość.
Urządzenie posiada również wbudowany moduł automatycznej dolewki (ATO), który dba o odpowiedni poziom wody w systemie. Ciekawostką jest to, że ATO posiada dwa niezależne czujniki wody – jeden, jako sensor optyczny. Drugi, jako czujnik z dwoma pływakami. Czujnik optyczny może działać też, jako osobny czujnik poziomu wody – np. w głównym zbiorniku.
Bardzo interesująco wygląda też sprawa samego uzupełniania wody. Większość innych urządzeń opiera się o czujnik, który po wzbudzeniu włącza pompę dolewki na tak długo, aż wzbudzenie ustanie. Niby prosto i działa, ale można też inaczej. W ATO w KORE 5th, po wzbudzeniu czujnika włączy się pompka od dolewki. Jednak pompka włączy się tylko na 4 cykle po kilkanaście sekund – czas oczywiście jest wymagany do ustawienia przez akwarystę i zależy od wielkości komory, w której jest czujnik. Czas pracy jednego cyklu trzeba dobrać tak, aby czujnik niskiego poziomu wody wyłączył się w ciągu dowolnego z cykli. Po pierwsze odpowiada to za to, żeby dolewka nie włączała się zbyt często. Po drugie oprogramowanie urządzenia wykryje, że jeśli czujnik uzupełnienia wody w ciągu pięciu cykli to dolewka zostanie zatrzymana i włączy się alarm. Czemu tak? Pomyślcie – są dwie sytuacje, w których mimo włączenia się dolewki poziom wody w komorze nie będzie się zwiększał. Pierwsza sytuacja to taka, że w pojemniku na dolewkę braknie wody, a druga to taka, że wężyk od dolewki jest poza sumpem i woda ATO pompuje wodę na podłogę. W obu przypadkach chcemy, aby pompa dolewki się wyłączyła. Fajne? Mi się bardzo podoba.
Dozownik Kore 5th posiada gniazda umożliwiające podłączenie dodatkowych modułów np termometru, dolewki, optycznego czujnika poziomu wody…
Oprócz ATO, Kore 5th posiada funkcje automatycznej podmiany wody. Wykorzystywane do tego są dwie osobne pompy – identyczne jak pompa dolewki. Jedna pompka wypompowywuje wodę do kanalizacja, a druga dopełnia system nową solanką. Oczywiście program steruje całym procesem w ten sposób, że zawsze dolane zostanie tyle samo wody ile odlane do kanalizacji. Całość synchronizuje się z dolewką automatyczną ATO tak, że podczas spuszczania wody przy podmianie, dolewka nie zacznie jej uzupełniać.
Sterowanie…
My tu gadu gadu, a kurier właśnie przyniósł paczuszkę z adapterem bluetooth. Instalacja, parowanie BT, connect i… jest, działa. Zacząłem przyglądać się programowi i jego konfiguracji. 10 zakładek, a każda z kilkunastoma parametrami do ustawienia. Bez instrukcji szkoda się za to brać. Zresztą nie ma się co dziwić, bo nie da się kontrolować tylu możliwości jednym przyciskiem Włącz/Wyłącz. Zacząłem studiować anglojęzyczny manual (polskiego jeszcze wtedy nie było) i krok po kroku ustawiać urządzenie. Niestety instrukcja polega bardziej na opisie każdego ustawienia, niż obrazowego przedstawienia ustawień krok-po-kroku. Musiałem, więc sporo rzeczy się domyśleć.
Program sterujący posiada bardzo dużo możliwości konfiguracyjnych.
Co mi się podoba? Na pewno podoba mi się możliwość manualnego włączenia dowolnej pompy jednym kliknięciem. Przydatne to może być w napełnieniu wężyków, w ręcznym podbiciu parametru np. KH itp. Podoba mi się graficzne przedstawienie pojemników z dostępnym płynem, a zwłaszcza przeliczenie na ile dni wystarczy danego płynu przy konkretnym dozowaniu. Ładnie widać czy jakiegoś płynu ubywa szybciej. Fajna jest też możliwość wybrania predefiniowanych ustawień np. dawka co 10 minut. W zasadzie oznacza to brak jakichkolwiek wahań parametru. Podoba mi się to, że ustawienia wszystkich pomp czy pojemników tak pogrupowane, że łatwo się wszystko programuje. Fajne jest też to, że można ustawić prace jakiejś pompy tylko w pewnych godzinach. Wtedy dozowanie pokarmu dla korali można ograniczyć tylko do godzin nocnych. Podoba mi się to, że łatwo możemy sprawdzić czy pompy wymagają ponownej kalibracji. Jest do tego osobna funkcja, dzięki której do cylindra miarowego nalewamy pożądaną ilość wody. Jeśli pompa nalała dokładnie tyle ile powinna – nie trzeba kalibrować.
Wyraźnie widać, że możliwości urządzenia są dobrze przemyślane. Niestety są też rzeczy, które mi się nie podobają. Jedną z takich rzeczy jest precyzyjność urządzenia, która kontrolowana jest między innymi prędkością obrotu pomp perystaltycznych. Do dużych dawek można ustawić najszybsze obroty pomp, do średnich średnie, a do tych najbardziej precyzyjnych najwolniejsze. Według mnie pompa jest zbyt dokładna, co przekłada się na komplikacje w ustawieniach. Według instrukcji, pompa może na najwolniejszych obrotach, regularnie podawać minimalną dawkę 0,01ml – czyli około jednej piątej kropli. W sumie fajnie, bo niektóre preparaty wymagają dozowania np. 1 kropla na 100L wody. Z tym, że urządzenie przewidziane jest raczej do większych zbiorników, a tam po pierwsze dozuje się większe dawki niż 0,01ml, a po drugie nie muszą być one odmierzane z aptekarską dokładnością, bo i tak rozcieńczają się w większej ilości wody. Stosowanie tak dużych dokładności wymaga przełożenia wężyka silikonowego na inny – o mniejszej średnicy. Takie wężyki są dostarczone w komplecie z dozownikiem w wyższej wersji lub można je dokupić osobno. Poza tym sprawdziłem doświadczalnie, że urządzenie pracujące w trybie normalnym (a nie „precyzyjnym”) jest prawie tak samo dokładne.
Druga sprawa, która mnie trochę drażniła, to taka, że po odłączeniu od prądu i od programu sterującego, urządzenie zapamiętuje wszystkie stany czujników. Ogólnie nie jest to problemem o ile jest się tego świadomym. Natomiast ja spędziłem godzinę, w obawie, że zepsułem dozownik. Co się stało? Otóż w jednej zakładce programu sterującego jest możliwość zaznaczenia funkcji „Sensor Check”, dzięki której możemy zidentyfikować stan konkretnego pływaka od ATO. Bawiłem się właśnie dolewką i zaznaczyłem to pole w programie. Nie wiem czemu, ale musiałem przerwać testowanie i odłożyć do dnia następnego. Kolejnego dnia miałem testować poziom hałasu dozownika i nie podłączyłem czujników dolewki. Przez godzinę urządzenie pikało mi, że jest alarm, a na wyświetlaczu świeciły non stop dwie linijki: „Low water level sensor” i „High water level sensor” nic nie mogłem z tym zrobić. Nic nie pomagało. Włącznie ani wyłączanie. Nawet reset z tylnego przycisku. Już miałem dzwonić do producenta. Na szczęście przypomniałem sobie o tym zaznaczonym ptaszkiem polu w programie. Odznaczenie pola załatwiło sprawę.
Kolejna rzecz to kalibracja, która jest chyba zbyt skomplikowana. W programie jest funkcja korekcji kalibracji, co według mnie jest zbędne. Jeśli dochodzi do tego, żeby trzeba korygować kalibrację to już lepiej przeprowadzić ją od początku. Poza tym część informacji podawana jest w mililitrach, co wydaje się naturalne, a część w sekundach pracy pompy, co komplikuje proces kalibracji. Przydałby się też przycisk „Stop” w zakładce „Kalibracja”. Jest tam funkcja manualnego podania do 45ml dawki z dowolnej pompy. Jeśli jednak przez przypadek ustawimy złą dawkę lub złą pompę, po kliknięciu „Start dose” nie ma możliwości jej zatrzymania.
Kilka wydawałoby się prostych ustawień w dość rozbudowanym programie niestety nie jest intuicyjne. Tak jest na przykład z ustawieniem zegara. Mimo połączenia przez BT, zegar w programie pokazuje czas systemowy komputera, a nie czas wewnętrzny dozownika. O ile się tego nie wie, może to prowadzić do sporych pomyłek.
Tak na oko program sterujący miałem włączony łącznie jakieś kilkanaście godzin. W tym czasie zawiesił się kilka razy. Instalacja na komputerze z Windows 10 przebiegła bez problemu. Jednak, gdy próbowałem zainstalować program na laptopie z Windows 7 instalacja pokazywała błąd. Musiałem osobno instalować VB, aby odpalić program sterujący. Musze tu jednak uczciwie zaznaczyć, że może to być też wina mojego komputera, a nie samego programu.
Ostatnią negatywną rzeczą odnośnie samego programu, to brak konsekwencji w zapisywaniu ustawień w programie i dozowniku. W niektórych zakładkach wprowadzenie danych automatycznie zapisuje ustawienia, a w niektórych trzeba ręcznie nacisnąć „Save”.
W tych wszystkich negatywach, które wynalazłem jest jednak coś, co może być światełkiem w tunelu. Cały system Kore 5th jest tak skonfigurowany, że w zasadzie za wszystko odpowiada oprogramowanie. Oznacza to, że producent może poprawić ewentualne błędy w nowych wersjach softu. Tak więc, kto wie, może za kilka tygodni moje uwagi będą nieaktualne?
Użytkowanie….
Kiedy już przejdziemy przez cały proces kalibracji pomp i ustawiania dawek, urządzenie w zasadzie staje się bezobsługowe. Co pewnie czas należy tylko sprawdzić dokładność dawek i pilnować, aby nie brakło dozowanych płynów. Co kilka tygodni sprawdzić kalibrację (zwłaszcza po założeniu nowych wężyków, które z czasem się odkształcają). Urządzenie przypomni o uzupełnieniu wody w dolewce, płynów Ballinga, czy konieczności wymiany wężyków w pompach. Czego więcej chcieć? No, na przykład tego, żeby było ciche i żeby dokładnie odmierzało pożądane dawki.
Do pomiaru emitowanego dźwięku użyłem miernika Wensn WS1361. Pierwsze pomiary wykonane zostały na urządzeniu nowym – w ustawieniach kolejno: obroty najszybsze, średnie i najwolniejsze. Pomiar wykonany został trzykrotnie – pierwszy z odległości 15 cm od pompy, drugi w odległości 1m od pompy, a trzeci w odległości 1m, ale przy pompie zamkniętej w szafce. Zobaczcie poniższe wykresy.
Wykres 1. Pomiar emisji hałasu przez dozownik Kore 5th z odległości 15cm dla obrotów kolejno od lewej: najszybszych, średnich i najwolniejszych
Wykres 2. Pomiar emisji hałasu przez dozownik Kore 5th z odległości 1m dla obrotów kolejno od lewej: najszybszych, średnich i najwolniejszych
Wykres 3. Pomiar emisji hałasu przez dozownik Kore 5th zamknięty w szafce z odległości 1m dla obrotów kolejno od lewej: najszybszych, średnich i najwolniejszych
W przeciętnym pomieszczeniu domowym, w którym panuje umowna cisza np. sypialnia, poziom zastanego hałasu jest rzędu 30 dB i rzadko spada poniżej 20 dB nawet w nocy. W dzień w pokoju, w którym rozmawiają ludzie i gra telewizor, poziom hałasu może osiągnąć nawet 60 dB. Co to oznacza dla nas z praktycznego punktu widzenia? Jeśli konkretny dźwięk będzie cichszy niż tło, to po prostu będzie nam ciężko go usłyszeć. Z tego powodu, takie same dźwięki wydają nam się głośniejsze w nocy niż w dzień. Przekładając to na nasz dozownik, możemy powiedzieć, że jeśli hałas generowany przez urządzenie będzie wyższy niż otaczające go tło to będzie słyszalny.
Powyższe wykresy pokazują nam, że sam dozownik nie generuje zbytniego hałasu. Zamknięty w szafce i pracujący na „najwyższych” obrotach, generuje hałas rządu 41 dB. Na wolniejszych obrotach urządzenie jest jeszcze cichsze. Mogę śmiało stwierdzić, że w dzień, praca pomp perystaltycznych zamkniętych w szafce nie będzie nam absolutnie przeszkadzała. W nocy natomiast prawdopodobnie będziemy słyszeli pracę pomp zwłaszcza, jeśli akwarium będzie stało przy łóżku. Jednak generowany szum, nie jest zbyt uciążliwy.
Podobny pomiar wykonałem po około tygodniu pracy, gdy urządzenie przepompowało przez jedną pompę 20L wody – to sporo zważywszy, że typowe średnie akwarium konsumuje około 2-3L płynu Ballinga na tydzień. Pomiar wykonany był z odległości 1m. Porównanie wykresów 2 i 4 pokazuje, że po przepompowaniu 20L płynu, kultura pracy pomp nie zmieniła się.
Wykres 4. Pomiar emisji hałasu przez dozownik Kore 5th z odległości 1m po przepompowaniu 20L płynu dla obrotów kolejno od lewej: najszybszych, średnich i najwolniejszych
Powyższe testy dotyczyły samego dozownika. Trochę inaczej ma się sprawa z mieszalnikiem. Tu jednak konieczne jest małe wyjaśnienie. Testy urządzenia przeprowadziłem na oprogramowaniu, które lada dzień będzie zamienione na nowsze. Nie wiem czy ta poprawka była już planowana wcześniej, czy też producent wziął do serca moje uwagi na temat pracy urządzenia, ważne jednak jest to, że nowe oprogramowanie poprawi parametry generowanego hałasu przez mieszadło magnetyczne. W czym rzecz?
Otóż samo mieszadło pracuje niemalże bezgłośnie. Problemem jest kręcący się w butelce magnetyczny wirnik. W wersji oprogramowania, które mam w urządzeniu zbyt szybki start mieszadła powodował, że przez pierwsze kilka sekund wirnik skakał po dnie butelki wydając dość głośny, terkoczący dźwięk. Dopiero po kilku sekundach wirnik ustawiał się we właściwej pozycji, co owocowało gwałtownym wyciszeniem mieszadła. Zobaczmy poniższy wykres. Każdy start i zatrzymanie wirnika generuje krótki, ale wyraźny pik na wykresie. Jednak tak jak powiedziałem, wcześniej – nowe oprogramowanie ma wyeliminować ten problem przez odpowiednią kontrolę obrotów wirnika.
Wykres 5. Pomiar emisji hałasu przez mieszadło magnetyczne Kore 5th.
Ostatni pomiar, który wykonałem, to pomiar hałasu generowanego przez pompy dolewki i podmian wody (ATO i AWC). Są to małe pompki DC o wydajności znamionowej 300L/h. Taka wartość w przypadku dolewki wydaje się spora, jednak oprogramowanie umożliwia regulację pracy pompy tak, aby uzyskać optymalną wydajność uzupełniania odparowanej wody. Pomiar wykonany był w bezpośrednim sąsiedztwie pracującej pompy Zobaczmy poniższy wykres.
Wykres 6. Pomiar emisji hałasu przez pompę DC zastosowaną do systemu dolewki i automatycznych podmian wody w Kore 5th.
Hałas generowany przez pompy ATO i AWC około 37 dB nie odbiega poziomem od reszty emitowanych dźwięków. Chciałem tu podkreślić, że ukrycie dolewki w szafce spowoduje, że jej praca będzie absolutnie bezgłośna.
Jak już jesteśmy przy dolewce, to musze wspomnieć, że producent nie zastosował żadnego zabezpieczenia przed grawitacyjnym przelaniem wody. Taka sytuacja może mieć miejsce, gdy poziom wody w zbiorniku z dolewką jest wyżej niż ujście wężyka dolewającego wodę. Dlatego należy zwrócić uwagę na umiejscowienie wylotu wężyka.
… i dokładność
Tak jak już wspomniałem wyżej, producent zapewnia, że urządzenie może podawać minimalną dawkę 0,01 ml. Osobiście uważam, że to mocna przesada, ponieważ nie widzę zastosowania w podawaniu tak małych dawek. Prawdopodobnie łatwiej będzie rozcieńczyć roztwór i podawać większe dawki niż dozować dokładnie tak małe porcje. Żeby zobrazować ilość 0,01 ml wyobraźmy sobie kroplę wody. Taka kropla ma około 0,04 – 0,05 ml. Wielkość kropli zależy w dużej mierze od gęstości płynu oraz od wielkości końcówki zakraplającej. Im cieńsza końcówka tym mniejsza kropla. A im mniejsza kropla tym większa dokładność dozowania. Dlatego między innymi w domowych testach chemicznych np. firmy Salifert na „insulinówki” nakładane są cieniutkie końcówki.
Wykonajmy prosty test. Weźmy dowolny test Saliferta z „insulinówką” np. od testu na magnez, wapń czy KH. Na strzykawkę nakładamy końcówke i naciągamy dokładnie 1 ml wody. Następnie wyciskamy wodę licząc kroplę. W drugiej kolejności robimy tak samo, ale bez nakładki na strzykawkę. W pierwszym wypadku naliczyłem 23 krople, a w drugiej 20 kropel wody. Nawet z końcówką nie uzyskamy kropel mniejszych niż 0,04 ml. Chciałem zobaczyć jak z takimi małymi dawkami poradzi sobie dozownik Kore 5th.
Po skalibrowaniu według instrukcji najpierw ustawiłem testową dawkę na 1ml. Jak jednak sprawdzić czy podana porcja to rzeczywiście jeden mililitr? Prosto. Na koniec wężyka założyłem strzykawkę insulinową bez tłoczka (końcówką w dół). Następnie dopełniłem wężyk tak, aby woda ledwo dotykała końcówkę strzykawki. W kolejnym kroku uruchomiłem dawkę 1ml obserwując wypełnianie się strzykawki. Rzeczywiście podawana porcja wynosiła około 1ml. Piszę „około”, ponieważ na kilkanaście prób, wyniki oscylowały w okolicach 0,98ml i 1,02ml. Ta różnica 0,04ml wynika z tego, że wałeczki w pompie perystaltycznej za każdym razem inaczej się ustawiają, zatrzymując inną ilość wody już w samej głowicy perystaltycznej. Nie ma co jednak grymasić, bo to i tak bardzo przyzwoita dokładność. Zobaczmy jednak jak taki test przejdzie w przypadku najmniejszej dawki deklarowanej przez producenta, czyli 0.01ml
Procedurę testową wykonałem w identyczny sposób, zakładając pionowo „insulinówkę” na końcówkę wężyka. Dawkę testową ustawiłem na 0.01 ml, ale tym razem podniosłem poziom wody w strzykawce do poziomu 0,1 w celu łatwiejszego liczenia dawek i kresek na strzykawce. Następnie zacząłem dozowanie obserwując podnoszący się poziom wody w strzykawce. Po podaniu 20 dawek 0.01ml poziom wody podniósł się o około 0.22ml, dając średnią dawkę o objętości 0.011 ml. Rzeczywiście dokładność wydaje się być imponująca. Jednak muszę zauważyć, że jest to wartość średnia na podstawie dwudziestu porcji, w których część podnosiła poziom wody w strzykawce o 0,02ml, a część porcji nie podnosiła wcale (mimo wyraźnego kliknięcia na pompie). Podejrzewam, że powodem tych minimalnych różnic jest sprężystość wężyka.
No dobrze, test wykazał, że przy średnia minimalna dawka jest rzeczywiście rzędu 0,01 ml. A jak to się ma w praktyce? Czy jesteśmy w stanie podać taką porcję do akwarium? Żeby to sprawdzić wykonałem podobny test, ale tym razem bez nałożonej strzykawki, przy czym końcówka wężyka wypełniona do krawędzi wodą, zwisała około 1cm nad szklaną płytką. Miejsce, na które miała spaść pojedyncza dawka lekko natłuściłem po to, woda zachowała możliwie kulisty kształt, a nie rozpłynęła się po powierzchni szkiełka. Następnie zebrałem próbkę wody „insulinówką” z nałożona cienką końcówką.
Po podaniu pierwszych 3 dawek, na powierzchni szkiełka nie było nic wody natomiast na wężyku budowała się kropla. Dopiero po podaniu piątej dawki, kropla oderwała się od wężyka i spadła na szkiełko. Po dokładnym odciągnięciu wody, w strzykawce znalazło się dokładnie 0,05ml płynu.
Te proste testy wykazały dwie sprawy. Po pierwsze, rzeczywiście wewnętrzna minimalną ilością dozowaną przez dozownik jest ilość deklarowana przez producenta około 0,01 ml. W praktyce jednak jest to raczej minimalna rozdzielczość „logiczna”, rozróżniana przez sprzęt. Natomiast realnie nie da się uzyskać takich dawek ze względu na siły adhezji i kohezji wody i wężyka sylikonowego. Rzeczywistą dawką minimalną, którą udało się mi osiągnąć to 0,05 ml, czyli jedna kropla.
Na koniec parę uwag do użytkowania mieszadła magnetycznego. Wyobraźmy sobie zawiesinę, która osadza się na dnie butelki. Jeśli warstwa płynu przy dnie zrobi się zbyt gęsta, wirnik magnetyczny czasami potrzebuje więcej czasu, aby dobrze wymieszać płyn. W oprogramowaniu, z którym dostarczony był Kore 5th, czas pracy mieszadła przed uruchomieniem pompy ustawiony był na stałe na 20 sekund, co w zawiesinie testowej (woda z mąką) było zbyt krótko, aby dobrze wymieszać płyn. Dostałem jednak zapewnienie, że już kolejna wersja oprogramowania ma opcję ustawiania czasu pracy mieszadła przed załączeniem pompy.
Wersje sprzętu…
Na obecną chwilę dozownik Kore 5th występuje w kilku wersjach różniących się wyposażeniem. Można kupić samą stację dozującą w wersji ze statywem i mieszalnikiem. Oprócz tego w sklepie można dokupić osobno wszystkie akcesoria np. wężyki, uchwyty do nich, czujnik optyczny czy pompki ATO. Po szczegóły i ceny odsyłam na stronę producenta.
Podsumowanie na plus
Muszę powiedzieć, że sprzęt działa solidnie i wykonuje to, do czego został stworzony, a do tego przyciąga wzrok nowoczesnym designem. Pięć niezależnych kanałów daje akwaryście sporo możliwości dozowania, bez dokupowania kolejnych modułów dozujących. Dokładność i powtarzalność dawek jest na całkowicie satysfakcjonującym poziomie umożliwiającym dozowanie preparatów „na krople”. Ergonomia pracy (generowany hałas) urządzenia nie pozostawia wiele do życzenia. Pracujący dozownik nie powinien przeszkadzać nawet w cichych pomieszczeniach.
Kapitalnym pomysłem jest modułowość Kore 5th, która pozwala rozbudować sprzęt o kolejne moduły np. mieszalnik magnetyczny, wiatraki chłodzące i inne, o których wiem, że niedługo się pokażą w sprzedaży. Ta modułowość powoduje, że nie trzeba od razu wydawać dużej sumy na najwyższy model sprzętu. Można kupować poszczególne elementy automatyki rozbudowując system w miarę potrzeb.
Nowatorskim i do tego całkiem udanym rozwiązaniem jest możliwość zastosowania mieszadła magnetycznego, które dopilnuje, żeby gęste suplementy się nie rozwarstwiały. Jest to jedno z pierwszych (jeśli nie pierwsze) mieszadło magnetyczne dedykowane do zastosowań akwarystycznych. Należą się za to wielkie brawa.
Podoba mi się również wbudowanie w system automatycznej dolewki (ATO) i funkcji automatycznej podmiany wody (AWC). Funkcja dolewki rozwiązana jest w nietypowy sposób, który wymaga dodatkowych ustawień, ale daje dodatkowe zabezpieczenie przed zalaniem podłogi lub spaleniem pompy na skutek pracy „na sucho”
Podsumowanie na minus
Pierwsze dwie rzeczy, które mi się nie podobały na start, to brak instrukcji montażu oraz brak konkretnej informacji o konieczności posiadania komputera z Bluetooth do uruchomienia Kore 5th. O ile pierwsza sprawa stanowi problem tylko na początku, o tyle brak Bluetooth może sprawić spory zawód użytkownikowi, który właśnie wydał niemało kasy na sprzęt i aby go uruchomić będzie musiał tak jak ja czekać dodatkowe parę dni na przesyłkę z eBay czy Allegro.
O ile dozownik, jak i mieszadło wyglądają bardzo elegancko, o tyle akrylowy stojak nie bardzo pasuje wyglądem do tego designu. Według mnie, chyba już lepiej byłoby postawić mieszalnik na dozowniku, ale to tylko ocena subiektywna i jak to mówią o gustach się nie dyskutuje.
Niekorzystnie wypadł mieszalnik, jeśli chodzi o emisję hałasu. Start i zatrzymywanie wirnika wywoływało efekt dość głośnego terkotania. Jednak według producenta, nowe oprogramowanie powinno poradzić sobie z tym problemem.
Zdecydowanie przekombinowana jest dokładność dozownika. Uważam, że nominalna dokładność rzędu 0.01 ml jest po prostu niepotrzebna. Do tego sam dozownik ma opcję „Precise”(najwolniejsze obroty pompy). Te ustawienia według mnie są zbędne, bo dozownik doskonale daje sobie rade z dokładnością porcji na szybkich obrotach przy dawce 0,05 ml, co odpowiada kropli wody. Taka dawka jest najmniejszą przydatna ilością, którą możemy dozować do akwarium. Po prostu nie widzę zastosowania, dla mniejszych dawek niż jedna kropla.
Na koniec wspomnę tylko o nierzadkim zawieszaniu się programu sterującego na komputerze. Jednak uczciwie musze wspomnieć, że używałem go bardzo intensywnie przez kilka tygodni, a problem może leżeć po stronie mojego komputera.
Uwagi końcowe…
Powyższą recenzję napisałem w oparciu o własne doświadczenia i wrażenia z użytkowania Kore 5th. Opisane wnioski nie muszą wcale zgadzać się z odczuciami innych użytkowników, jednak zapewniam, że dołożyłem wszelkich starań, aby były one rzeczowe i możliwie zgodne z prawdą.
Jeśli jesteście zainteresowani kupnem urządzeń z linii Kore 5th w dniach 18-25/10/2015 na hasło „Reefhub” będzie można uzyskać 20% rabatu.
Poniżej zamieszczam linki do najnowszego softu i programu sterującego w języku polskim.
http://www.pacific-s…d/Kore_1.5a.rar – aplikacja
http://www.pacific-s…re_5th_1.5a.bin – software do dozownika
Zapraszam innych użytkowników do dzielenia się opiniami o Kore 5th w kometarzach.
Przedstawiamy kolejny, z cyklu artykułów opisujacych dokładniej popularnych mieszkańców akwarium morskiego. Cykl powstał przy współpracy z Digital-Reef. Copyright (zdjęcia i tekst) – John Clipperton www.digital-reefs.com. Niniejszy cykl ukazywał się w magazynie Marine Habitat pod tytułem “Your Ultimate Species Guide”
Środowisko naturalne:
Szorstniki posiadają ciało o stożkowatym kształcie umieszczone w białkowej rurce zakopanej najczęściej w piasku. Sama rurka – zwykle sporo dłuższa od samego ukwiała jest wykonana z włókien wydzielanych przez specjalne komórki w egzodermie ukwiała. W przeciwieństwie do innych ukwiałów, ciało szorstników nie wytwarza typowej stopy, którą koral może przyczepić się do podłoża. Zamiast tego, dzięki swojej stożkowej budowie i ruchom ciała szorstniki potrafią zakopać się w sypkim podłożu wystawiając tylko swoje nitkowate ramiona służące do łapania pokarmu. Szorstniki posiadają ramiona w różnych kolorach, bardzo dodatkowo posiadają barwniki fluorescencyjne. Wewnętrzne ramiona, te przy samym otworze gębowym są krótkie i mają zastosowanie przy manipulowaniu unieruchomioną ofiarą. Ramiona zewnętrzne są smukłe i bardzo długie. Do tego wyposażone są w komórki parzydełkowe służące do paraliżowania ofiary.
Dzięki komórkom czuciowym, szorstniki są zdolne do identyfikacji potencjalnej ofiary. Jeśli uznają, że ruch wody dookoła nich jest spowodowany przez potencjalnego drapieżnika, potrafią gwałtownie schować się do swojej rurki.
Szorstniki zamieszkują wody tropikalne i subtropikalne. Nie posiadają zooksantelli dlatego nie muszą mieć bezpośredniego światła. Zamiast tego preferują obszary głębsze – nawet do 100m. Szorstniki powszechne w handlu pochodzą z Filipin. Identyfikacja jest mocno utrudniona, ale przyjmuje się, że jest to gatunek Cerianthus membranaceus. W naturze dorasta on do około 20cm średnicy i 30cm długości ramion.
Szorstnik w naturze (autor Dave Harasti)
Hodowla:
Szorstniki najlepiej czują się w akwariach dopasowanych do ich indywidualnych wymagań. Idealny byłby zbiornik z samymi szorstnikami. Często widuje się je w dedykowanych akwariach sklepowych, gdzie hipnotyzują falującymi ramionami. Jeśli dodatkowo oświetlone są światłem UV wyglądają naprawdę niesamowicie. Zbiornik z szorstnikami wymaga dość grubej warstwy piasku (10cm) umożliwiającej szorstnikom zakopanie się. Piasek powinien być raczej drobny z laminarną cyrkulacją wody. Wydaje się, że dedykowane zbiorniki DSB mogłyby być dobrym miejscem dla szorstników o ile nie są oświetlone silnym światłem.
Zbyt silny prąd wody może być powodem stresu u szorstników. W takich sytuacjach nierzadko zdarza się, że ukwiał może opuścić swoją rurkę w poszukiwaniu lepszego miejsca. Jeśli ukwiał był dobrze odżywiony, prawdopodobnie będzie miał dość energii na zbudowanie nowej rurki. Jeśli jednak był niedożywiony, a stres trwał dość długo, ukwiał może nie przeżyć. Ostatnią deską ratunku może być odkopanie rurki i ponowne umieszczenie w niej ukwiała.
Istotną sprawą jest umiejscowienie ukwiała. Jego ramiona nie powinny ocierać się o bliskie skały, co może powodować ich drażnienie. Nie powinny mieć też w zasięgu innych zwierząt, ponieważ większość korali przegra konfrontację z parzydełkami szorstników. Ukwiały te z łatwością złapią i zjedzą małe rybki, które zbyt blisko zbliżą się do ich ramion. Warto tu zaznaczyć, że, mimo że ukwiały te są „kompatybilne” z błazenkami, chętnie staną się gospodarzem dla krewetek symbiotycznych np. z rodzaju Periclimenes sp.
Cerianthus sp – odmiana pomarańczowo żółta
Szorstniki nie posiadają zooksantelli, dlatego nie potrafią czerpać pożywienia ze światła. Musimy je regularnie karmić pokarmem białkowym. Najlepszy byłby oczywiście żywy zooplankton, jednak ukwiały te zadowolą się mrożonym mysis czy artemią. Duże „mięsne” kawałki nie są polecane ze względu na długotrwałe trawienie i możliwość zanieczyszczenia wody.
Szorstniki zebrane z obszarów subtropikalnych są stosunkowo odporne na spore wahania temperatur. Niektórzy hodowcy specjalizujący się w tych gatunkach nawet zalecają zimowe obniżenie temperatury. Jednak jeśli nie mamy osobnego systemu dla tych ukwiałów, nie należy tego praktykować ze względu na negatywny wpływ takich zmian na resztę obsady.
W świetle UV wyglądają niesamowicie pięknie (foto Luc Viatour)
Jeśli macie własne doświadczenia z szorstnikami – podzielcie się nimi w komentarzach
Muszę przyznać, że tematy z ostatnich paru ładnych miesięcy skupiały się głównie na tematyce akwarystycznej. A przecież założenia portalu ReefHub.pl są takie, że piszemy o wszystkim, co jest związane z życiem w morzach. Owszem, tematy poświęcone akwarystyce morskiej, są filarem portalu, ale na szczęście dzisiaj mamy okazję to nadrobić.
Moja pierwsza przygoda z fokami, miała miejsce siedemnaście lat temu, kiedy to byłem studentem Wydziału Biologii i Nauk o Ziemi na Uniwersytecie Łódzkim. Ze względu na tematykę mojej pracy magisterskiej byłem regularnym gościem placówki badawczej Uniwersytetu Gdańskiego na Helu. Tam poznałem profesora (wtedy jeszcze doktora) Krzysztofa Skórę, który do dziś jest dyrektorem tej placówki.
To właśnie tam, w marcu 1992 roku przywieziono ranną fokę znalezioną na plaży w Juracie. Foka Balbina, a właściwie Balbin, bo po pewnym czasie okazało się, że foka jest samcem, stała się początkiem budowy helskiego fokarium oraz procesu reintrodukcji foki szarej w południowym Bałtyku. Dzisiejsze fokarium zupełnie nie przypomina tego sprzed 17 lat, ale ja dodziś pamiętam mały, betonowy basen, w którym pływał Balbin…
Temat fok po raz pierwszy pojawił się na portalu w czerwcu 2014. Dotyczyły głównie bestialskich polowań na foki, które do dziś corocznie odbywają się w Kanadzie. Artykuły znajdziecie tutaj http://reefhub.pl/rzez-fok-w-kanadzie/, http://reefhub.pl/polowania-na-foki/), jednak nie polecam ich czytelnikom o słabych nerwach…
Niedawno miałem ogromną przyjemność przeżyć swój kolejny epizod z fokami. Tym razem była to wyprawa nurkowa na Farne Islands, na którą pojechałem z moim klubem nurkowym – Diving Explorers.
Farne Islands…
Farne Islands to grupa 15-20 skalistych wysp (w zależności od poziomu wody) znajdujących się na północy Anglii na Morzu Północnym, kilka kilometrów od wybrzeża Wielkiej Brytanii. Są one miejscem zamieszkania dla wielu gatunków ptaków oraz dla przeszło 5-cio tysięcznej populacji foki szarej. Na Farne Islands rodzi się około 1500 fok rocznie, ale niestety 30% z nich umiera w ciągu pierwszego miesiąca, a 50% w ciągu pierwszego roku.
Farne Islands to kilkanaście wysp leżących kilka kilometrów od wschodniego wybrzeża północnej Anglii. Wyspy te są ostoją dla wielu gatunków ptaków i dla kilkutysięcznej populacji foki szarej
Młode foki rodzą się jesienią i zimą. Szczeniaki ważą 10-15kg. Przez pierwsze kilka tygodni dni karmione są mlekiem matki i w tym czasie zwiększają swoją masę 3-4 krotnie. Wtedy są zostawiane przez matki, a zapas tłuszczu, który zgromadziły musi wystarczyć im na kilkutygodniową naukę zdobywania pokarmu, którym są ryby, ośmiornice i kałamarnice.
Na Farne Islands dotarliśmy w ostatni weekend sierpnia. W UK to tak zwany Bank Holiday weekend, w którym poniedziałek jest dniem ustawowo wolnym od pracy. Cała ekipa zamieszkała na kempingu w miasteczku Seahouses, z którego również wypływają stateczki turystyczne pływające na Wyspy.
Na nurkowanie z fokami pojechało nas prawie 70 osób w tym połowa to nurkowie. Jako, że wielu z nas nigdy wcześniej nie nurkowało z fokami, dużo zastanawialiśmy się jak to będzie i czy w ogóle foki do nas przypłyną. Nasze obawy były jednak niepotrzebne. O ile na pierwszym nurku ze względu na niski poziom wody, fok rzeczywiście było mało, o tyle już z drugiego wracaliśmy z bananami na twarzach. Jeszcze lepiej było następnego dnia, gdy wykorzystaliśmy wiedzą zdobytą w dniu poprzednim.
Życie podwodne…
Foka szara (Halichoerus grypus) to przesympatyczny ssak morski. Na Farne Islands największe samce dorastają do 2,5 metra i ważą do 250kg. Samice są mniejsze- dorastają do 1,80 metra i ważą do 150kg. Na lądzie są bardzo powolne i niezdarne jednak w wodzie poruszają się niezwykle szybko (według naszego szypra do 60km/h) i z niebywałą gracją.
W słoneczny dzień foki lubią wygrzewać się na słońcu
Przeciętne nurkowanie foki trwa od 4 do 8 minut, ale maksymalny zanotowany przez badaczy czas pod wodą dla foki szarej to około 30 minut. Foki nurkują do 30 metrów głębokości. Mimo, że są drapieżnikami, podobno nie istnieje udokumentowany przypadek ataku na ludzi.
Podwodne skały Farne Islands porośnięte są koralami miękkimi.
Okoliczne płycizny bogate są w życie podwodne. Pierwsze, co się rzuca w oczy to łąki Laminaria digitata, brązowo zielonych glonów dorastających nawet do 3 metrów. Pośród ich „liści” można spotkać tysiące małych rybek, które chronią się przed drapieżnikami. Licznie występują też glony z rodzaju Osmundea sp., Morszczyn Fucus serratus, Corallina officinalis czy Polysiphonia lanosa.
Na skałach gdzie nie ma glonów występują korale np. Alcyonium digitatum, Caryophyllia claves. Do tego dochodzą liczne szkarłupnie np. rozgwiazdy Asterias rubens i jeżowce Echinus esculentus. Całości obrazu dopełniają niezliczone kraby, pąkle i krewetki.
Jeśli do tego dodamy ryby i foki, to otrzymamy ekosystem, który może nie jest tak kolorowy jak rafy mórz południowych, ale na pewno nie odbiega od nich bogactwem życia.
Nurkowanie…
Backflip z łodzi do wody i po kilku chwilach jesteśmy sami na powierzchni. Temperatura wody o tej porze roku to 12C, z ust leci para. Jest chłodnawo, ale suche skafandry dobrze chronią nas przed zimną wodą. Widoczność pod wodą sięga 10-12m. Na szczęście chmury nie były zbyt gęste i słońce, co chwila rozświetlało skaliste dno. Razem z moją żoną, zatrzymaliśmy się na kilku metrach podziwiając kraby biegające pomiędzy glonami. Zaraz obok oczarowała nas skała gęsto porośnięta żółtymi koralami z białymi polipami.
Młoda foka zainteresowała się płetwami mojej żony.
Pstrykam zdjęcia i zachwycam się tą zimną rafą. Nagle za Olą, widzę szary cień. Pierwsza myśl – nareszcie foka. Rzeczywiście młoda foka zainteresowała się płetwami mojej żony. Próbuje jej pokazać, ale nie chcę robić zbyt szybkich ruchów, żeby nie spłoszyć foki. Foka coraz śmielej pływa koło nas wdzięcznie pozując do kamery. Niestety nieostrożny ruch spowodował, że foka uciekła. Jednak za chwilę wróciła z koleżanką…
Alcyonium digitatum – w pełnej krasie
Pierwszego dnia nauczyliśmy się, że najbardziej optymalna głębokość, żeby spotkać foki to około 3-5 metrów. Nie trzeba też dużo pływać, aby je znaleźć. Wystarczy przycupnąć nieruchomo na kilku metrach, aby foki znalazły nas. Na początku pływały w odległości kilku metrów badając nasze zamiary. Potem, cały czas ostrożnie podpływały coraz bliżej wykazując zainteresowanie naszym ekwipunkiem. Interesowały je zwłaszcza płetwy i aparat. Staraliśmy się nie ruszać zbytnio, ponieważ jeden nieostrożny ruch wystarczy, aby je spłoszyć. Jednak nasza cierpliwość została nagrodzona, bowiem foki zdobywały na tyle zaufania, że pozwalały się najpierw delikatnie głaskać, aby potem wręcz domagać się pieszczot. Robiły to dosłownie jak psy podstawiając się pod rękę. Jedyne, czego zdecydowanie nie lubiły do dotykania ich w okolicach wąsów. Szyper wytłumaczył nam, że foki za pomocą wąsów wyczuwają ruch wody dookoła nich, co ułatwia im polowanie na ryby.
Płytkie dna Farne Islands porośnięte są glonami wyższymi
Drugiego dnia wykonaliśmy następne dwa nurki, bogatsi o doświadczenia z poprzednich nurkowań. Tym razem jednak szyper przywiózł nas do skały, na której wygrzewało się na słońcu około setki fok. Nawet się nie zanurzyliśmy. Jak tylko łódź odpłynęła foki zaraz weszły do wody pływając wesoło wokół nas, a my dryfowaliśmy powoli po powierzchni wzdłuż skalistego brzegu. Było nas kilka osób otoczonych dziesiątkami baraszkujących w wodzie fok.
Mimo zimnej wody bogactwo życia w Morzu Północnym jest zdumiewające
Drugie nurkowanie z fokami tego dnia również było udane, jednak niebo zaszło ciemnymi chmurami powodując, że zrobiło się dość ponuro. Zawinęliśmy się, więc do portu, aby na kempingu przy grillu i piwie podzielić się wrażeniami i zdjęciami z naszymi klubowymi przyjaciółmi. Niestety, już następnego dnia czekała nas siedmiogodzinna podróż samochodem do domu.
Foki z Farne Islands już na zawsze zamieszkają w naszych wspomnieniach…
Zobaczcie też kilkuminutowy film z nurkowania z fokami na Farne Islands. Autorem jest Mark Gosling.
Dwa główne źródła korali w hobby jakim jest akwarystyka morska to sklep akwarystyczny i inni akwaryści. Wiadomo, że żyjemy w państwie prawa. Specjalistyczne sklepy posiadają odpowiednie licencje na import i sprzedaż zwierząt morskich w tym korali. Jednak w naszym hobby chodzi właśnie o to, żeby korale były zdrowe i rosły. Akwarium rafowe w pewnym stopniu przypomina ogród, o który trzeba dbać. Co jednak, kiedy korale rosną zbyt duże? Wtedy zwykle akwarysta robi z nich szczepki, które rozdaje lub sprzedaje wśród innych akwarystów. No bo chyba lepiej tak, niż wyrzucić… CITES na akwarium w domu nie jest wymagany. Czyżby więc taki proceder sprzedaż i kupno korali od innego akwarysty był nielegalny?
Czy to znaczy, że przy każdym koralu trzeba mieć metkę?
Obserwując początkujących morszczaków, którzy dopiero zaczynają przygodę z akwarium morskim widzę jak płytko traktowany jest temat cyrkulacji. Najczęściej opiera się on o obecność pompy cyrkulacyjnej na liście zakupów. A przecież tak naprawdę nie o samą pompę tu chodzi, tylko o efekt, jaki uzyskujemy. Jeśli akwarium potraktujemy jak jeden organizm, to ruch wody możemy przyrównać do układu krwionośnego. I nie ma tu krzty przesady…
Transport pokarmu…
W akwarium morskim mamy kilka źródeł pokarmu. I to wcale nie akwarysta musi być tym najważniejszym. W artykule o odżywianiu koralowców opisaliśmy ten proces dokładniej. Przypomnę tylko, że w skład diety koralowców wchodzą drobiny zoo- i fitoplanktonu, bakterie, wydzieliny zwierząt, ich jaja, nasienie i larwy. Dodatkowo koralowce chętnie zjadają organiczne resztki w postaci detrytusu i substancje rozpuszczone np. aminokwasy. Woda w akwarium jest nośnikiem drobinek pokarmu, które właśnie dzięki cyrkulacji mają szansę być wyłapane przez polipy koralowców.
Tu chciałbym wspomnieć o pewnym trendzie w akwarystyce, którego osobiście jestem przeciwnikiem. Chodzi tu mianowicie o dążenie to uzyskania maksymalnie klarownej wody w akwarium. I nie chodzi mi tutaj o zmętnienie tylko właśnie o widoczne gołym okiem drobinki unoszące się w wodzie. Mamy tu paradoks, w którym z jednej strony chcemy mieć zdrowe i dobrze odżywione koralowce, a z drugiej chcemy mieć idealnie klarowną wodę. To tak jakby zaprosić kumpla na piwo i dać mu pustą butelkę… A przecież, kto kiedykolwiek był na rafach koralowych musi przyznać, że woda jest pełna zawiesiny organicznej. Czemu więc wielu akwarystów dokłada wszelkich starań, żeby woda w akwarium była jej pozbawiona? Estetyka? Może, ale gwarantuje, że odżywione i wybarwione korale zrobią większe wrażenie na gościach niż wygłodniałe, ale za to w krystalicznie czystej wodzie…
Trzeba jeszcze wspomnieć, że niektóre gatunki korali mają dość wąski zakres przepływu wody w którym mogą efektywnie złapać pokarm. Dlatego należy obserwować polipy korali podczas ich karmienia.
Niektóre korale są bardzo wymagające ze względu na wysokie wymaganie wobec prędkości i stałości prądu wody. Tylko przy przepływie około 8cm/s Subergorgia suberosa jest w stanie łapać cząstki pokarmu z wody (Dai & Lin, JEMBE, 1993).
Jako ciekawostkę mogę dodać, że najnowsze badania wykazały, że same korale mogą sterować przepływem wody bezpośrednio obmywającej tkankę korala. Cilia, czyli bardzo małe, podobne do włosków wypustki egzodermy mogą ustawiają się tak, aby spowodować mikroskopijne wiry w wodzie. Badania wykonane przez naukowców MIT wykazały, że dzięki temu ilość wchłanianych substancji organicznych może zwiększyć się nawet o 400%. Nie zmienia to jednak faktu, że makrocyrkulacja w akwarium musi być.
Za pomocą cilii korale wytwarzać mikroskopijne wiry, które zwiększają wchłanianie substancji organicznych z wody. Dr. Douglas Brumley/MIT/Nikon Small World.
Zdjęcie pokazuje mikrowiry generowane przez cilia u korala z rodzaju Pocilopora. Im bardziej czerwony kolor tym większą prędkuść uzyskuje woda. Dr. Douglas Brumley/MIT/Nikon Small World.
Wymiana gazowa z powietrzem…
Woda na rafie (i w akwarium), podobnie jak krew u człowieka nie tylko roznosi substancje odżywcze, ale i transportuje rozpuszczone w niej gazy. Wiemy, że wszystkie organizmy potrzebują do życia tlen, a na skutek przemian biochemicznych wydychają dwutlenek węgla. Organizmy rafowe, wymagają dobrego natlenienia wody. Jest tak dlatego, że ich ewolucja przebiegała w warunkach bogatych w tlen. Wystarczy, że przypomnimy sobie fale nad morzem, żeby uzmysłowić sobie jak silnie miesza się woda z powietrzem. W akwarium morskim są dwa główne miejsca wymiany gazowej między wodą a powietrzem. Jedno miejsce to odpieniacz, w którym uzyskujemy bardzo silne natlenianie. Drugie miejsce to powierzchnia wody, która jest często niedoceniana, jako miejsce napowietrzania wody. Im powierzchnia wody jest w większym ruchu tym proces ten zachodzi dynamiczniej. Pamiętajmy jednak, że wymiana gazowa to nie tylko natlenianie, ale również sposób na pozbycie się nadmiaru skumulowanego dwutlenku węgla w wodzie. To właśnie on odpowiada za zakwaszenie wody i spowalnia proces wzrostu korali kalcyfikujących. Jeśli cyrkulacja będzie zbyt mała to i wymiana gazowa będzie słaba. Przez co, z jednej strony spadnie nam poziom tlenu mogący w pewnych sytuacjach spowodować uduszenie ryb, a z drugiej strony wzrośnie nam zakwaszenie wody i spadek pH do niebezpiecznych wartości.
Innym ważnym aspektem cyrkulacji jest oczyszczanie akwarium z zalegającego detrytusu, którym są resztki pokarmowe, odchody, obumarłe organizmy etc. W zbyt słabej cyrkulacji detrytus grawitacyjnie opada kumulując się w szczelinach skalnych, pod skałami oraz w miejscach osłoniętych od cyrkulacji. Zalegająca długo organika odpowiada za większość problemów w akwarium będąc źródłem azotanów i fosforanów. W skrajnych przypadkach jej złogi blokują mikro kanaliki w skale, tworząc lokalnie strefy beztlenowe. Odpowiednia cyrkulacja powoduje, że detrytus jest w ciągłym ruchu w kolumnie wody. Tak jak pisałem wyżej, jest on doskonałym uzupełnieniem diety koralowców, a poza jego nadmiar jest łatwiej usuwany przez odpieniacz. Dodatkowo cyrkulacja „odmuchuje” skałę zwiększając jej zdolności filtracyjne.
Jak ruszyć wodę…?
Na rynku akwarystycznym mamy szereg rozwiązań mających za zadanie poruszyć nam wodą w akwarium. Służą nam do tego urządzenia ogólnie nazywanymi cyrkulatorami, pompami cyrkulacyjnymi czy falownikami. Z wyjątkiem nowatorskiego rozwiązania, jakim jest pompa Maxspect Gyre, większość pomp cyrkulacyjnych ma postać ażurowego koszyka, w którym umieszony jest silnik i wirnik ze śmigiełkiem. Obracające się śmigło odpowiada za wypychanie wody z pompy. Na rynku istnieje wiele modeli różnych firm – od najtańszych pomp JVP, przez Koralie, popularne ostatnio pompy Jebao, aż do najdroższych Tunze i Vortech.
Pompy Ecotech firmy Vortech są uważane za jedne z lepszych, choć nie dają możliwości ustawiania kierunku “dmuchania”
Pompy są zwykle montowane za pomocą przyssawek (w najtańszych modelach) lub magnesów do szyb akwarium i mają możliwość ustawiania kierunku dmuchania. Wyjątkiem tutaj są pompy Vortech, które ze względu na zastosowane rozwiązania mają możliwość dmuchania tylko prostopadle do szyby. Najlepiej wypadają tu pompy o kulistym kształcie np. Jebao i Tunze, które mają praktycznie możliwość dowolnego ustawienia kierunku dmuchania.
Nowoczesne (i droższe) pompy cyrkulacyjne mają też możliwość regulacji mocy dmuchania lub ustawiania trybu falowania. Daje to dodatkowe możliwości doboru optymalnego ruchu wody w akwarium. Te pompy z reguły zasilane są napięciem 24V (w przeciwieństwie do innych, zasilanych napięciem 240V), co nie jest bez znaczenia, jeśli chodzi o ryzyko porażenia prądem.
Osobnym rozwiązaniem jest urządzenie typu „wavebox”, którego głównym zadaniem jest poruszanie wodą w akwarium na skutek jej bujania. Nie ulega wątpliwości, uzyskanie efektu „bujania” w akwarium powoduje nieziemskie wrażenia u oglądających, jednak typowy wavebox ze względu na swoją wielkość i popularność innych pomp z funkcją falowania powoli odchodzi w zapomnienie.
Pompy Tunze i Jebao dzięki swojej kulistości mają możliwość skierowania wylotu w dowolnym kierunku. Na zdjęciu pompa Tunze.
W najmniejszych akwariach typu piko rafa nie ma miejsca na typowe pompy cyrkulacyjne, dlatego za cyrkulację wody odpowiada kaskada lub nawet pompa obiegowa znajdująca się w panelu.
Ile tej cyrkulacji…?
Słowo „cyrkulacja” odnosi się bardziej do zbiorników domowych, ponieważ sugeruje powtarzalny ruch tej samej masy wody. Natomiast w naturze gdzie ilość wody jest wirtualnie nieograniczona, bardziej odpowiednim słowem jest prąd lub ruch masy wody.
A wracając do tematu.. Intensywność i zapotrzebowanie na cyrkulację zależy od kilku czynników. Poza tym poziom cyrkulacji powinien być dopasowany do obsady akwarium. To oznacza, że powinien być przemyślany już na etapie projektowania akwarium. Inna cyrkulacja będzie wymagana w zbiorniku SPS-owym, a inna w zbiorników z falującymi LPS-ami. Problem zaczyna się wtedy, kiedy dobór obsady jest całkowicie nieprzemyślany i w jednym akwarium łączymy gatunki z dwóch innych ekosystemów rafowych z których jeden charakteryzuje się silnymi i zmiennymi prądami, a drugi prądem o stałym i łagodnym przepływie. Wtedy naprawdę trudno dopasować ruch wody.
Panuje przekonanie, że dobra cyrkulacja to 20-30-krotność pojemności zbiornika głównego. Czyli, jak mamy akwarium 500L to cyrkulacja powinna być pomiędzy 10k – 15k L/h. Bądźmy ostrożni przy takim podejściu. Daje ono pewną informację na start, ale może jednocześnie prowadzić do złych decyzji.
Aby lepiej zrozumieć cyrkulację wody należy rozgraniczyć laminarny ruch wody od ruchu turbulentnego. Ogólnie rzecz biorąc korale preferują ruch laminarny, ponieważ łatwiej im z takiej wody wyłapywać pokarm. Ruch laminarny wcale nie musi być słaby, ważne żeby był jednorodny. Nie mylmy jednak ruchu laminarnego o zmiennym kierunku z ruchem turbulentnym.
Jak więc dobrać cyrkulację? Można odnieść się to miejsc zamieszkania poszczególnych zwierząt, aby mieć ogólne rozeznanie w ich wymaganiach. Jest jednak pewna niepisana zasada, którą można się posłużyć planując obsadę koralową i cyrkulację. Mówi ona, że: „Im większe polipy ma koral, tym słabszą cyrkulację potrzebuje” – są oczywiście wyjątki, ale daje nam ona pewien pogląd na wymagania korali.
Co brać pod uwagę planując cyrkulację?
Obsada koralowa – Korale SPS ogólnie wymagają najsilniejszej cyrkulacji. Nie oznacza to jednak, że wszystkie z nich mają takie same wymagania. Korale takie jak Stylophora, Millepora czy większość montipor, będą preferowały prąd wody słabszy niż większość popularnych Acropor czy Pocillipor. Korale LPS potrzebują spokojnego i laminarnego przepływu. Korale miękkie, podobnie jak LPSy i ukwiały lepiej się będą czuły w słabszym prądzie wody, który nie będzie szarpał ich polipów.
Obsada ryb – W naturze ryby zamieszkują lokacje odpowiednie dla swojego temperamentu i budowy ciała. Niestety do akwarium trafiają często gatunki, które w naturze nie zamieszkują biotopu podobnego to tego w akwarium. Ryby większe i silniejsze np. pokolce dużo łatwiej radzą sobie w silnym prądzie. Natomiast ryby małe i delikatne np. iglicznie i koniki morskie będą nie dadzą rady przezwyciężyć prąd, który jest zbyt silny. W akwarium takie ryby będą siedziały w miejscach o najmniejszej cyrkulacji, czyli najczęściej gdzieś w kącie lub co gorsza, zostaną przyssane do silnej pompy. To samo tyczy się gatunków, które w naturze zamieszkują małe rewiry – w praktyce nie są one zbyt dobrymi pływakami.
Wydajność pomp – pamiętajmy, że często to, co napisane na pompie nie zawsze idzie w parze z rzeczywistą wydajnością sprzętu. Poza tym, każda pompa cyrkulacyjna z czasem traci na wydajności ze względu na porastające ją glony i film bakteryjny. Dlatego zawsze warto mieć pompy silniejsze, ale ustawione na przykład na 50%. Wraz ze spadkiem wydajności można zwiększyć moc pompy. Wcześniej czy później jednak takie pompy trzeba wyczyścić.
Układ skały – każda przeszkoda na drodze strumienia wody spowoduje jego zwolnienie. Jeśli planujemy luźną i ażurową konstrukcje skalną to będziemy potrzebowali mniejszej cyrkulacji niż w przypadku większych skalnych ścian.
Rozrost korali – podobnie jak skała, rozrastające się korale będą hamowały cyrkulację. O ile na początku, w młodym akwarium korale są małe, o tyle w dojrzałym akwarium spore i mocno rozgałęzione korale będą wymagały dołożenia dodatkowej mocy pomp, aby utrzymać odpowiedni poziom cyrkulacji.
Jak ustawić cyrkulację w akwarium…?
Idealnie dobrana cyrkulacja to taka, przy której nie mamy tzw. „martwych” stref nieruchomej wody, a jednocześnie nie mamy przemieszczania piasku i szarpania korali LPS. W praktyce jednak to bardzo trudno uzyskać. Prawdopodobnie łatwiej będzie taki ruch wody uzyskać jedną większą pompą, której prace wspomożemy mniejszymi pompami skierowanymi w miejsca o stojącej wodzie. Całkiem dobrze radzi sobie tutaj pompa Maxspect Gyre, o której pisaliśmy dwa tygodnie temu. Tak czy siak, ustawienie odpowiedniej cyrkulacji wymaga odrobinę cierpliwości i czasami trzeba “odbić” strumień wody od szyby, żeby osiągnąć optymalny rezultat
Dobrym pomysłem jest stosowanie kilku pomp razem i naprzemiennie. W ten sposób uzyskamy zmienny kierunek cyrkulacji, który zapewni nam optymalny ruch wody i brak martwych stref. Ważne jest też, aby ustawiając kierunek dmuchania pomp, unikać bezpośredniego dmuchania na korale. Zbyt silny prąd stresuje korale powodując retrakcję polipów, a w skrajnych przypadkach może nawet uszkodzić tkankę korala. Może też przesuwać i wywracać korale, które mogą się wzajemnie dotykać i żądlić.
W celu zapewnienia czystości skały i podniesienia osadów dennych można, co parę dni włączyć pompy na kilkanaście minut na ich maksymalną moc. Taki kilkuminutowy „sztorm” nie jest niebezpieczny dla korali o ile zwiększamy moc stopniowo, dając im czas na skrócenie polipów. Musimy też uważać, aby nie podniosło się zbyt dużo piasku, który może drażnić zwierzęta w akwarium.
Będąc w ciągłym ruchu, woda na rafach koralowych jest źródłem życia – dostarcza tlen i pokarm,
Podsumowanie
Jeśli przebrnęliście przez cały artykuł, to porównanie cyrkulacji w akwarium do krwioobiegu u człowieka prawdopodobnie wyda się Wam bardzo trafne. Jest to bardzo istotny element akwarium, który często jest traktowany po macoszemu. Dobra cyrkulacja nie tylko pomaga zapewnić stabilne pH, ale i dostarcza niezbędnych dla życia substancji odżywczych osiadłym organizmom. Zapobiega osiadaniu i kumulacji detrytusu w akwarium, którego nadmiar może prowadzić do powstawania plag na skutek uwalniania nutrientów. Jednak dobre ustawienie cyrkulacji w systematycznie zmieniających się warunkach w akwarium wcale nie jest łatwym wyzwaniem. Za słaba, nie spełni swojego zadania, za mocna, może poniszczyć korale i zrobić burzę piaskowa w akwarium.
Mam nadzieję, że rozjaśniłem Wam znaczenie cyrkulacji w akwarium i przy projektowaniu nowego zbiornika, poświęcicie temu zagadnieniu więcej czasu.
Jedną z rzeczy, które nauczyłem się w życiu to odporność na kolorowe opakowania nowych wynalazków, które to według ich producentów mają zrewolucjonizować dany aspekt życia. Kiedy ponad rok temu trafiłem na filmy reklamujące cyrkulator Maxspect Gyre pomyślałem sobie: „o Boziu, co to za dziwadło?” Firma Maxspect parę lat temu zdobyła w Polsce dość silną pozycję na rynku lamp LED. Zdawało mi się, że to będzie ich specjalizacja w produktach akwarystycznych. Tym bardziej nieufnie podchodziłem do cyrkulatora, który nie dość, że konstrukcyjnie dobiega od wszystkich znanych pomp, to jeszcze według filmów promocyjnych ma funkcje, których tamte nie mają.
A że owe filmy były dość interesujące, a do tego zaczęły dochodzić mnie pozytywne opinie o tym produkcie, z chęcią zgodziłem się na propozycję firmy FREY z siedzibą w Krakowie, która zwróciła się do nas z prośbą o napisanie recenzji z użytkowania pompy cyrkulacyjnej Maxspect Gyre. To właśnie Pod koniec czerwca dostałem przesyłkę od firmy FREY (będącą przedstawicielem firmy Maxspect na Polskę i Ukrainę oraz m.in. właścicielem sklepu Salarias) zawierającą najwyższy dostępny na rynku model cyrkulatora Maxspect
Chciałem podkreślić, że wszelkie opinie zamieszczone w poniższym tekście są moimi własnymi, opartymi na doświadczeniach z tą pompą, zdobytych w ciągu sześciu tygodni jej użytkowania. Zapewne część wyrażonych opinii będzie opierała się o wrażenia subiektywne, które nie muszą być takie same jak opinie innych użytkowników. Zapewniam jednak, że będą one rzeczowe i zgodne z prawdą.
Przyszła paczka…
Pod koniec czerwca dostałem przesyłkę od firmy Frey (będącą właścicielem sklepu Salarias oraz przedstawicielem firmy Maxspect na Polskę i Ukrainę) zawierającą najwyższy model cyrkulatora Maxspect Gyre – czyli wersja XF150. Wszystkie sprawy odłożyłem na bok i zacząłem dobierać się do kartonowego pudełka.
Kartonowe pudełko skrywa metalową kasetę w której znajduje się pompa
Pierwsze, co rzuciło się w oczy to solidna metalowa kaseta zawierająca pompę i wszystkie dodatki. Niby nic, a sprawia wrażenie solidności. Wewnątrz, w ochronnej gąbce leżały części składowe cyrkulatora oraz jego dokumentacja.
W pudełku znajdziemy pompę, zasilacz, kontroler, zamienne wirniki, zapasowe łożyska ceramiczne oraz dokumentację
Przyznam, że był to mój pierwszy kontakt na żywo z tą pompą. I mimo, że widziałem jej działanie na filmach na Youtube, to byłem odrobine zaskoczony jej wyglądem. W końcu, co innego widzieć coś na filmie, a co innego trzymać to coś w rękach. Jeśli nie mieliście z Maxspect Gyre jeszcze do czynienia to zapewniam, że rozpakowywanie tej pompy będzie interesujące. Ogólnie znane cyrkulatory dostępne na rynku mają podobną do siebie konstrukcję – no może pompy Vortech odbiegają od Tunze, Hydor, Jebao czy nawet najprostszych JVP. Maxspekt Gyre to konstrukcja zupełnie inna. Dzisiaj, kiedy piszę ten tekst wiem już, czy jest ona rzeczywiście rewolucyjna czy też może jest kolejnym, niepotrzebnym gadżetem za nie małą kasę. Kto chce może oczywiście przewinąć na koniec tekstu i ograniczyć się do lektury „Podsumowania”, ale mam nadzieje, że jesteście ciekawi całej opinii i z zainteresowaniem przeczytacie cały tekst.
Panie i Panowie, oto POMPA
Ostrożnie wyciągałem poszczególne elementy cyrkulatora uważnie się im przyglądając. Wszystkie elementy pompy wyglądają następująco:
W zestawie Dostajemy (od lewej): magnes do szyby, kabel zasilający, pompę Maxspect Gyre, dwa wirniki (na zdjęciu są w koszykach ochronnych), zasilacz 24V oraz kontroler.
Tak, nie mylicie się. Cyrkulator to ta pionowa rzecz mniej więcej po środku zdjęcia. Pisałem już wyżej, że o ile nie widzieliście tej pompy na żywo, to za pewne nie spotkaliście się z rozwiązaniami zastosowanymi w tej pompie. Przede wszystkim w oczy rzuca się jej kształt, który odróżnia ją od innych pomp. Za tym idzie automatycznie inna konstrukcja wirników.
Wirniki do pompy cyrkulacyjnej Maxspect Gyre mają niecodzienną konstrukcję
Dwa takie wirniki powodują, że pompa Maxspect Gyre „dmucha” wodę prawie całą swoją długością. To jest chyba najistotniejsza cecha odróżniająca tą pompę od innych, z który woda pchana jest punktowo z dyszy o średnicy kilku centymetrów. Takie rozwiązanie, według producenta drastycznie zmniejsza ilość i objętość martwych stref w akwarium. W komplecie dostajemy łącznie 4 wirniki – dwa „prawe” i dwa „lewe”. Ze względu na fakt, że napęd wirników jest po środku pompy to pracują one niejako w lustrzanym odbiciu. Dlatego, jeśli chcemy uzyskać maksymalną wydajność pompy w danym kierunku to jednocześnie musimy założyć wirnik „prawy” i „lewy”. Wtedy ich skrzydełka będą ustawione w tym samym kierunku. Mamy też możliwość ustawienia dwóch takich samych wirników, ale o tym za chwile.
Kontrola przede wszystkim…
W zestawie dostajemy kontroler, za pomocą którego mamy dostęp do wszystkich możliwości pompy. Wychodzą z niego dwa krótkie kable, do których podpinamy zasilanie oraz pompę. O ile pompa jest podłączana za pomocą wodoszczelnego, skręcanego konektora, o tyle podłączenie do zasilania to zwykłe tanie gniazdo 12-24V, do którego wsuwamy wtyczkę zasilacza.
Gniazda kontrolera od pompy
Problem w tym, że takie połączenie jest bardzo luźne i wtyczka po prostu wylatuje pod własnym ciężarem lub przy nawet niewielkich manipulacjach kontrolerem. Pierwsze, co przychodzi do głowy to lekkie ściśnięcie gniazda. Pomaga to tylko w niewielkim stopniu. W praktyce dużo pewniejszym rozwiązaniem jest owinięcie wtyczki i gniazda taśmą izolacyjną. Jest to jednak coś, co nie wpływa na użytkowanie samej pompy.
Pomijając już nieszczęśliwe połączenie, na pierwszy rzut oka kontroler sprawia dobre wrażenie. Jest zrobiony z przyjemnego w dotyku gumowanego plastiku. W komplecie z kontrolerem dostajemy zaczep, który montujemy w wygodnym miejscu w okolicach akwarium. W pracy jednak wychodzą pewne delikatne mankamenty kontrolera. Uprzedzę od razu, że nie mają one wpływu na funkcjonalność pompy, a raczej na wygodę ustawiania. Są to moje odczucia subiektywne i inni użytkownicy tego sprzętu mogą się z tym nie zgodzić.
Kontroler od pompy Maxspect Gyre
Na froncie kontrolera mamy dwa gumowe przyciski oraz pokrętło do sterowania prędkościami i czasami pracy pompy. Przyciski nie mają „klika” i sprawiają wrażenie niepewnych, choć trzeba uczciwie stwierdzić, że działają bez zarzutu. Pod plastikowym pokrętłem znajdują się diody, które informują nas o sile i częstotliwości pracy pompy. Wygląda to ciekawie i przypomina trochę rozwiązania stosowane w cyrkulatorach Vortech. Rzecz, która według mnie najbardziej przeszkadza to wytłoczone w gumie ikony trybów pracy i czasu. Czarne wytłoczenia w czarnej gumie są kompletnie niewidoczne, gdy w pokoju mamy przyciemnione światło. Co z tego, że kontroler pokazuje trójkącikami aktualny tryb pracy, jeśli nie widzimy znaków dookoła pokrętła?
Aktualną moc pompy pokazują okrągłe diody LED. Trójkąty pokazują tryb pracy.
Wydaje się jednak, że to kwestia przyzwyczajenia się do kontrolera oraz jego funkcji i z czasem jego obsługa będzie bardziej intuicyjna.
Osobną sprawą, o której musze wspomnieć jest to, że kontroler się mocno grzeje. Do tego stopnia, że miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Jednak producent zapewnił mnie, że to jest normalne i nie ma wpływu na pracę pompy. Dzisiaj, po sześciu tygodniach pracy pompy musze przyznać mu rację. Kontroler jest nadal mocno ciepły, ale pompa pracuje bez zarzutu.
Warto wspomnieć, że pompa ma zabezpieczenie przed przepięciem. Mikroprocesor zatrzyma pompę w dwóch przypadkach: jeśli nastąpi wzrost poboru prądu spowodowany np. zablokowaniem wirników oraz jeśli nastąpi spadek poboru prądu np. spowodowany wyjęciem z wody. Przy tej pierwszej sytuacji chciałem się zatrzymać na parę słów. Zauważyłem, że kontroler odetnie zasilanie pompy, jeśli opory spowodowane zabrudzeniem będą zbyt duże. O ile na wysokich obrotach pompa pokona te opory o tyle na najmniejszych może nie dać rady i kontroler wyłączy zasilanie i będzie czekał, aż użytkownik ponownie włączy pompę.
Raz do tyłu, raz do przodu…
Jeśli chodzi o możliwości pompy Maxspect Gyre XF150, to trzeba przyznać, że mamy bogaty wachlarz trybów pracy. Po pierwsze mamy tradycyjny tryb ciągły, w którym mamy możliwość sterowania mocą urządzenia – jedna dioda na pokrętle oznacza 10% mocy. Pompa, ze względu na swoją konstrukcję działa nieco inaczej w akwarium niż tradycyjne pompy. Strumień wody ze zwykłych cyrkulatorów ma kształt cienkiego stożka. W Gyre pompa dmucha całą swoją długością, a kształt strumienia przypomina bardziej lekko otworzoną książkę. W moim akwarium 600L jedna pompa robiła wystarczającą cyrkulację będąc ustawioną na 70% i dając praktycznie zero martwych stref. Takiego efektu nie mógłbym uzyskać za pomocą jednej tradycyjnej pompy. Dodatkową zaletą pompy jest to, że możemy ją ustawić pionowo, na przykład w rogu akwarium. Zmienia się nam wtedy kształt cyrkulacji. Mówiąc obrazowo, jeśli pompę umieścimy poziomo, mamy cyrkulację podobną do ruchu wody w pralce bębnowej. Jeśli umieścimy ją pionowo, cyrkulacja przypomina ruch w pralce typu Frania J. Taki układ docenią na pewno wszyscy ci, którzy maja aquascaping w formie wysp na środku dna z przestrzenią dookoła.
Pompa może być montowana pionowo i poziomo
Dodatkowo mamy tryb falowania. W tym trybie mamy możliwość sterowania zarówno mocą pompy jak i długością fali. Tu nie mamy możliwości ustawienia kształtu fali (sinusoida, kwadrat czy piła) tak jak to jest na przykład w pompach Jebao. W praktyce jednak nie przeszkadza brak takich ustawień, ponieważ, jeśli chcemy to i tak uzyskamy efekt falowania wody. Producent na swojej stronie pokazuje, że tryb falowania uzyskany dzięki Gyre wygląda inaczej niż ten, uzyskany za pomocą tradycyjnych pomp. Jednak z punktu widzenia akwarysty, falowanie to falowaniem, dlatego wydaje mi się, że to trochę marketingowy trik. Nie mniej jednak pompa buja wodą doskonale.
Animacja pokazująca ruch częsteczek wody podczas falowania
Większość tradycyjnych pomp w tym momencie kończy swoje możliwości – tryb ciągły i tryb falowania w różnych kombinacjach. Maxspect Gyre daje nam trzecią możliwość – tryb wsteczny, który może być łączony z poprzednimi trybami. Przyznam szczerze, że byłem pod ogromnym wrażeniem tej opcji. Wyobraźcie sobie, że dzięki tej możliwości możemy ustawić cyrkulacje o zmiennym kierunku. Przez sześć godzin woda kręci się w lewo, a potem przez sześć godzin w prawo. Pomyślcie, jakie to daje możliwości. Po pierwsze mamy możliwość symulacji pływów, po drugie zmienna cyrkulacja spowoduje, że prąd wody będzie miał mniejszy wpływ na odkształcanie się korali. Idąc tą drogą dalej, uzyskujemy lepsze karmienie tych części korali, które normalnie są osłonięte przed jednostajnym prądem. Poza tym mamy dużo lepsze unoszenie detrytusu ze skał i z dna, a mniej detrytusu oznacza mniej problemów z niechcianymi glonami. Według mnie takie rozwiązanie to strzał w dziesiątkę.
Jeśli chcemy korzystać z tego rozwiązania dłużej to warto założyć odpowiednie wirniki – pisałem o nich już wyżej. Chodzi o to, że jeśli kręcimy tylko w jednym kierunku, aby uzyskać maksymalną wydajność pompy, jeden wirnik musi być „prawy”, a jeden ”lewy”. Jeśli jednak zmienimy kierunek pracy cyrkulatora to wirniki nie popchną wody z taką samą mocą wstecz, ponieważ ustawienie ich łopatek będzie złe. Jeśli chcemy stosować cyrkulację – lewo/prawo to trzeba założyć wirniki o przeciwnie skierowanych łopatkach.
W pompie Maxspect Gyre mogą pracować dwa różne wirniki
Jednak lista zalet jeszcze się nie kończy. Nareszcie ktoś pomyślał i dał możliwość ustawiania dużo większych czasów zmiany pracy. Zmiana kierunku obrotów cyrkulatora może się załączyć nawet po 12 godzinach, czyli w dzień woda się kręci w prawo a w nocy w lewo. Nawet w trybie zwykłego falowania częstotliwość pracy może być wydłużona do 30 sekund. Daje to niesamowite możliwości ustawień i symulacji naturalnych zmian.
Zatrzymajmy się jeszcze przy ustawianiu kierunku cyrkulacji. W pompach tradycyjnych kierunek strumienia ustawiamy przez odpowiednie ukierunkowanie całej pompy. W Maxspect Gyre mamy możliwość kręcenia „koszykami” chroniącymi wirniki. Oczywiście w ten sposób możemy sterować strumieniem tylko w jednej płaszczyźnie. Jednak dodatkową zaletą jest fakt, że każdy „koszyk” możemy ustawić w innym kierunku. Dzięki temu jedna pompa może dmuchać w dwie różne strony.
Jak widać, producent dokładnie przemyślał możliwości pompy. Dzięki temu mamy niemalże nieograniczone możliwości w ustawianiu cyrkulacji.
Strumień wody możemy ustawić obracając koszyki ochronne wirników.
Możliwość obracania wirnikami w dwóch kierunkach można też łatwo wykorzystać do czyszczenia pompy, kiedy pompa wciągnie np. algi nori. Wystarczy na chwile odwrócić kierunek obrotu, aby pompa wydmuchała uwieziony w kratkach pokarm.
Jest jednak druga strona medalu… Te wszystkie możliwości ostawienia cyrkulacji powodują, że wcale nie tak łatwo jest znaleźć tą najlepszą. Wymaga to sporo cierpliwości oraz wkładania rąk do wody. Nie da się niestety ustawić kierunku strumienia za pomocą np. długich szczypiec. Konieczne są obie ręce..
Wydajność
Wydajność pomp cyrkulacyjnych możemy określić w ilości wody przepompowywanej przez pompę w jakiejś jednostce czasu. W przypadku pomp obiegowych wydajność można sprawdzić mierząc czas, w jakim pompa napełni np. 10L kanister. W przypadku pomp cyrkulacyjnych jest to już dużo trudniejsze, bo tu nie chodzi o ciśnienie wody lub wysokość jej podnoszenia. Można jednak nałożyć na wylot worek o znanej pojemności i mierzyć czas, w jakim zostanie on napełniony. Cały czas jednak mamy wylot punktowy. Co jednak zrobić z pompą Maxspect Gyre, jeśli strumień nie zaczyna się w jednym punkcie? Trzeba zastosować miernik prędkości strumienia cieczy. Na potrzeby takich testów zdobyłem prosty miernik do pomiaru prędkości prądów rzecznych, który nada się do naszego testu doskonale. Do naszych testów skorzystałem z urządzenia Geopacks MFP51. Na czym polega taki pomiar? Na dole tyczki o regulowanej długości znajduje się maleńka turbinka, której obroty są zliczane przez mikroprocesor. Następnie ilość obrotów w jednostce czasu przeliczana jest na prędkość wody. Pomiar należy wykonać dla wielu punktów przed wylotem pompy, a następnie przeliczyć na objętość całego strumienia. Pomiary takie są szalenie monotonne, ponieważ miernik jednorazowo uwzględnia tylko strumień wody równy przekrojowi turbiny. W praktyce jednak nie o to chodzi, żeby uzyskiwać takie wyniki. Wiadomo jest, że nowa pompa ma inną wydajność niż ta, która pracuje w akwarium przez kilka tygodni. Składa się na to zarastanie wlotu i wylotu przez glony oraz wzrost oporów obrotów wirnika spowodowane osadem bakteryjnym i glonami. Ja chciałem sprawdzić, jakie zmiany w wydajności pompy zachodzą po sześciu tygodniach jej użytkowania. Z własnego doświadczenia wiem, że pompy Jebao bardzo szybko tracą swoją wydajność. Jak sobie poradzi Gyre XF150?
Jako, że nie miałem warunków do przeprowadzenia pomiaru przestrzennego, ograniczyłem się do pomiaru prędkości strumienia wody, który jest wprost proporcjonalny do wydajności objętościowej pompy.
Pompa po 6 tygodniach pracy w moim akwarium wygląda tak:
Pompa Maxspect Gyre po 6-sciu tygodniach użytkowania przez autora
Ze względu na to, że nie posiadam dużego akwarium testowego, pomiar spadku wydajności zmierzyłem w akwarium o pojemności 112L. Nie jest to zbyt optymalny rozmiar dla tej pompy. Głównym tego powodem jest fakt, że trudno tu o ruch laminarny wody. Jednak pomiary pompy czystej i brudnej wykonane były w tych samych warunkach, możemy przyjąć, że wynik będzie w miarę realny.
Najpierw ustaliłem odpowiednią wysokość dla turbiny. Główny strumień zlokalizowałem dzięki wstrzykiwaniu powietrza w wirnik pompy. Wyglądało to następująco:
Dla pompy czystej i brudnej pomiary wykonałem po trzy razy. Wyniki wypadły następująco:
Pompa nowa (50% mocy):
Pomiar 1 – 0,65m/s
Pomiar 2 – 0,66m/s
Pomiar 3 – 0,66ma/s
Srednia: 0,656m/s
Pompa po sześciu tygodniach używania (50% mocy):
Pomiar 1 – 0,61m/s
Pomiar 2 – 0,6m/s
Pomiar 3 – 0,63m/s
Średnia: 0,613 m/s
Porównując oba wyniki wychodzi, że spadek wydajności zabrudzonej w stosunku do nowej to około 7%. Czy to dużo? Trudno powiedzieć, ponieważ nie mam punktu odniesienia. Wydaje mi się, że wartość poniżej 10% po 6 tygodniach pracy to super spadek. Świadczy to o tym, że konstrukcja pompy jest bardzo optymalna, co się przekłada na częstość mycia pompy. Im mniejszy spadek wydajności, tym rzadziej trzeba szorować pompę. Druga sprawa jest taka, że stopień zabrudzenia pompy zależy w dużym stopniu od parametrów w akwarium. Prawdopodobnie w akwarium z wyższymi azotanami i fosforanami pompa szybciej porośnie glonami.
Następnie wykonałem pomiar kontrolny dla ustawień 100% wydajności pompy.
Otrzymany wynik to 0,88m/s
Dla porównania wykonałem taki sam pomiar dla pompy nowej pompy Jebao WP40
Osiągnięty wynik to 0,79m/s
Daje to 9cm/s różnicy w prędkości strumienia.
Pompa Maxspect Gyre 150 nie dość, ze dmucha dużo większa powierzchnią, to jeszcze strumień wody ma wyższą prędkość. Uczciwie jednak trzeba zwrócić uwagę na dwie sprawy.
Po pierwsze XF150 według tabliczki znamionowej ciągnie maksymalnie 60w, podczas gdy Jebao WP40 przy maksymalnej mocy tylko 28w. Przyjmując jednak ze jedna pompa jest mniej więcej odpowiednikiem jednego (z dwóch) wirników Gyre to już wydajność z wata mamy bardzo zbliżoną.
Jeśli już mówimy o mocy urządzenia to trzeba poruszyć jeszcze jeden aspekt. Otóż, każde urządzenie elektryczne, które mamy w akwarium przekształca część prądu w energię cieplną. Jeśli podliczymy wszystkie pompy, odpieniacz, filtry, dodamy lampę i temperaturę powietrza w upalny dzień, to nic dziwnego, że mamy kłopoty ze zbyt wysoką temperaturą.
Jak się tutaj ma XF150? Na pewno oddaje część ciepła do wody, tylko jak to sprawdzić. Posłuży nam do tego kamera termowizyjna ze zdalnym pomiarem temperatury. Wodę w akwarium utrzymywałem na poziomie 26C. W tej wodzie pompa chodziła na 100% mocy przez 30 minut. Po tym czasie wyłączyłem ją i natychmiast przesunąłem ponad powierzchnię wody. Dziesięć sekund później zrobiłem to zdjęcie (dolna część przedstawia wklejoną fotkę pompy, aby odnieść do niej zdjęcie termiczne):
Zdjęcie termiczne pompy Maxspect Gyre wykonane 10 sekund po wyjęciu z wody. Dolna część zdjęcia została dodana w celu łatwiejszego zorientowania fotografii
Wyraźnie widzimy, że blok silnika jest wyraźnie cieplejszy od wody. Różnica to „tylko”4 stopnie, ale i tak widać, że pompa oddaje nadmiar ciepła do wody. Ta różnica przy brudnej (i bardziej obciążonej) pompie prawdopodobnie by była jeszcze większa. Tak jak pisałem wyżej. Nie jest to problem tylko tej pompy, a przedstawiłem go raczej, jako ciekawostkę.
Grzech główny: cena!
Łatwo się domyślić, że urządzenie, które ma takie możliwości i w zasadzie nie ma konkurencji na rynku tanie nie jest. W Polsce jego cena na obecną chwilę to 1200 zł. To nie mało, jeśli rozważamy mniejsze akwaria. Za tą cenę można kupić 2 pompy Jebao wp40 mające łącznie podobną wydajność, co Gyre XF150 i jeszcze 600zł zostanie. Z drugiej strony sterowalna pompa Tunze 6105 kosztuje ponad 1000zł. Na pewno Maxspect Gyre XF150 przebija możliwościami te pompy. Zwłaszcza, że de facto posiada dwa osobne punkty wylotu wody, co działa jak odpowiednik dwóch różnych pomp. Jednak porównując stosunek ceny do możliwości wiele osób skuszą tańsze rozwiązania. Ci z Was, którzy mają spore akwaria i mając większy budżet zdecydują się na Gyre, szybko docenią jej możliwości.
I jeszcze parę grzeszków lekkich…
Sprzęt jest świetny, ale część z jego zalet ma swoje ciemniejsze strony. Mnogość ustawień powoduje, że wcale nie tak łatwo znaleźć to najlepsze. Na potrzeby tej recenzji rozbierałem pompę kilka(naście razy). Wcale nie jest to wygodne. Zmiana wirników to proces dość delikatny. Trzeba uważać, żeby nie połamać porcelanowych osiek wirników. Przed rozmontowywaniem pompy np. do mycia radzę zrobić zdjęcie, żeby potem wszystko tak samo złożyć – chodzi m.in. o kierunek wirników czy kąt ustawienia koszyków ochronnych. Złe ustawienie kierunku, może spowodować, że pompa dmuchnie nam całą mocą w piasek, a niestety bez odrobiny wprawy trudno przewidzieć, w którą stronę pójdzie strumień.
Nie rozumiem też, czemu producent nie dał kompletnych wirników. Niby są zapasowe tulejki ceramiczne i gumowe pochłaniacze wibracji do wirników, ale jeden z elementów wirnika musi być przekładany do nowego. Rzućcie okiem na poniższą fotkę. Zmiana wirnika wymaga przełożenia tej centralnej tulejki, co wcale nie jest łatwe. Czemu producent nie dał tych tulejek w komplecie?
Zmiana wirnika wymaga przełożenia centralnej tulejki.
Kolejna sprawa do mycie. Róbcie to przy zamkniętym zlewie, bo pompa posiada sporo małych elementów, które łatwo mogą wypaść przy myciu. Jeśli coś wpadnie do środka wirnika to nie ma do tego dostępu. I o ile samo nie wypadnie to pompa będzie hałasować. A no właśnie, sprawa hałasu… Generalnie pompa chodzi cicho, jednak zauważyłem, że gdy źle ustawiłem koszyki ochronne to pompę było wyraźnie słychać. Musiałem przekręcić osłony o kilka stopni, aby pompa znów ucichła. Czasami wystarczy zmienić prędkość o 10% w dół albo w górę, żeby pompa robiła się niesłyszalna. Dość istotny wpływ na emisję dźwięku miało też wysokość umocowania pompy od dna. Nie umiem wytłumaczyć zależności, ale taką zauważyłem. Nie mniej jednak da się ustawić pompę tak, aby pracowała cicho.
Jak widać nie są to rzeczy mocno przeszkadzające, w końcu pompę ustawiamy tylko raz na jakiś czas, a i wirników nie przestawiamy co tydzień. Poza tym to też jest kwestia przyzwyczajenia i nauczenia się jak pompa działa. Kiedy już ją opanujemy, to problemy przestaną istnieć.
Więcej grzechów nie pamiętam… czyli podsumowanie.
Powiem Wam szczerze, że jestem zachwycony tym cyrkulatorem. Możliwościami, jakie posiada, zostawia inne popularne pompy – zwłaszcza te z podobnej półki cenowej – daleko w tyle. Regulacja i kierunek obrotów oraz rozpiętość czasowa trybów pracy dają akwaryście niesamowite możliwości testów i dobrania najbardziej optymalnego ruchu wody. A co najważniejsze – pracującego w przeciwnych kierunkach. Do tego gabarytowo jest sporo mniejsza niż dwie “gruszki” Jebao – na pewno mniej rzuca się w oczy. Sięgamy po coraz to trudniejsze korale, które już nie tylko potrzebują odpowiednich parametrów, światła i pokarmu. Być może sekretem przy tych najtrudniejszych jest odpowiednia cyrkulacja wody? Imitujemy cykle księżyca, zmienne zachmurzenie… Być może zmiana kierunku cyrkulacji, co kilka godzin spowoduje jeszcze lepsze kolory i wzrost korali. Kwestię ceny zostawiam Wam. Pamiętajcie jednak, że Maxspect Gyre XF150 działa jak dwie osobne pompy. Jeśli ktoś myśli o sterowalnych Tunziakach klasy 6095 czy 6105, to testowana pompa będzie bardzo atrakcyjną, tańszą alternatywą. Polecam ją tym, którzy stoją przed zakupem solidnej cyrkulacji w akwarium morskim.
Na koniec mała prośba….
Wiem, że użytkowników tej pompy w Polsce przybywa. Podzielcie się w komentarzach własnymi doświadczeniami z użytkowania tej pompy.
Przedstawiamy kolejny, z cyklu artykułów opisujacych dokładniej popularnych mieszkańców akwarium morskiego. Cykl powstał przy współpracy z Digital-Reef. Copyright (zdjęcia i tekst) – John Clipperton www.digital-reefs.com. Niniejszy cykl ukazywał się w magazynie Marine Habitat pod tytułem “Your Ultimate Species Guide”
ŚRODOWISKO NATURALNE
Pomimo tego, że występowanie Paracanthurus hepatus pokrywa cały obszar Indo – Pacyfiku, to nie jest to gatunek uważany za szczególnie popularny i liczny w żadnym akwenie tego rejonu. Dorosłe Hepatusy obserwowane są najczęściej, jako samotne lub występujące w parach ryby. Rzadziej spotyka się je, jako luźną grupę ryb szybko przemieszczającą się w celu poszukiwania pożywienia. Ryby z gatunku P. hepatus zamieszkują najczęściej spotykane są na otwartych obszarach raf od strony morza na głębokościach 10-40m. Preferują tereny o silnych prądach.
Młodociane osobniki często grupują się w okolicach korali z gatunku Pocillopota eydouxi, chowając się w ich koloniach w przypadku niebezpieczeństwa. P. hepatus jest gatunkiem bento-pelagicznym, co oznacza, że odżywia się zarówno zooplanktonem z toni morskiej jak i glonami porastającymi substrat denny.
W Oceanie Indyjskim występuje odmiana barwna Hepatusa, charakteryzująca się żółtym zabarwieniem dolnej części ciała. W handlu ta odmiana występuje rzadziej od odmiany niebieskiej.
HODOWLA
Paracanthurus hepatus – to pięknie ubarwiona ryba. Jednak ze względu na bardzo aktywny charakter i rozmiar dorosłych osobników wymaga zbiorników o dużych rozmiarach
Dzięki swojemu intensywnemu niebieskiemu zabarwieniu, Paracanthurus hepatus jest jedną z bardziej popularnych ryb w akwarystyce morskiej. Niestety wielu akwarystów jest nieświadomych lub ignoruje fakt, że gatunek ten jest jednym z szybciej rosnących ryb, co powoduje, że małe akwaria bardzo szybko stają się zbyt ciasne. Rekomendowane minimum dla młodocianych osobników to 300L, jednak dla dorosłych ryb, które osiągają rozmiar nawet 30cm potrzebne są akwaria zdecydowanie większe. W zbyt ciasnych akwariach łatwo się stresują, przez co są podatne na ospę, chorobę linii bocznej czy choroby płetw. Paracanthurus hepatus wymaga zróżnicowanej diety bogatej zarówno w białko zwierzęce jak i naturalne algi pochodzenia morskiego. Mimo, że Hepatus należy do pokolców, które wymagają mniej pokarmu roślinnego, to rekomendowane jest częste podawanie drobnych porcji alg nori. Przy zakupie tych ryb w sklepie, należy unikać nawet lekko wychudzonych osobników.
Hepatusy występują również w odmianie barwnej charakteryzującej się żółtym ubarwieniem okolic brzusznych
Podobnie jak inne pokolce, Hepatus wymaga dużego akwarium. Jednak ze względu na szybkość pływania, preferowane są zwłaszcza zbiorniki długie dające mu możliwość dynamicznego pływania. Poza tym, wymagają dobrego napowietrzenia, silnej cyrkulacji, oraz licznych kryjówek w skałach. Ciekawostką jest to, że Hepatusy, silnie przestraszone, mogą udawać martwe, leżąc na boku na substracie.
Pomimo, że ryby z gatunku Paracanthurus hepatus zwykle nie są bardzo agresywne, to należy pamiętać, że tak jak inne pokolce, mogą użyć swoich kolców na rybach, z którymi nie będą miały przyjaznych stosunków. Zdarzają się też ataki na ręce akwarystów.
Warto zaznaczyć, że Hepatusy posiadają jad w kilku pierwszych promieniach płetwy grzbietowej, która podobnie jak kolce u nasady ogona, służy do obrony i ataku. Mimo, że nie jest to silna trucizna, ukłucie zwykle bywa bolesne i bardzo często bywa połączone z infekcją.
Nareszcie wakacje. Chociaż dla mnie, możliwość wykorzystania tego czasu w pełni, skończyła się razem z latami studenckimi, to i tak się cieszę, że są. Zresztą chyba tak jak większość z Was. Co by jednak nie mówić o wakacjach, dla nas, akwarystów, wyjazdy wakacyjne mogą stanowić problem, gdy akwarium musi zostać bez opieki. Poniżej, omówię parę aspektów związanych przygotowaniem akwarium do naszej nieobecności. Jednak jest to temat tak szeroki i wielu z Was ma własne rozwiązania, dlatego zapraszam do dzielenia się własnymi pomysłami na pozostawienie akwarium bez opieki.
Poniższy tekst jest skierowany raczej do początkujących akwarystów, którzy jeszcze nie zostawiali akwarium na dłuższy czas. Poniżej dzielę się swoim doświadczeniem, które może być odmienne od doświadczeń innych akwarystów.
Jeśli coś się może zepsuć, to na pewno się zepsuje…
Zapewne wielu z początkujących akwarystów na myśl o pozostawieniu akwarium bez opieki akwarysty doznaje wizji zalanego mieszkania lub martwych zwierząt. Do głowy przychodzą Prawa Murphy’ego i najgorsze scenariusze z zalaniem sąsiada włącznie. Prawda jest jednak taka, że prawa fizyczne, chemiczne i wszystkie inne nie zmieniają się podczas naszej nieobecności, a jakiekolwiek awaryjne sytuacje są prawie zawsze skutkiem naszej niefrasobliwości. Jednak trzeba się jakoś zabezpieczyć, bo nic tak nie zepsuje naszego urlopu, jak ciągłe martwienie się o akwarium
Prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem, jeśli chodzi o pozostawienie akwarium bez opieki jest posiadanie zaufanego sąsiada, który będzie mógł codziennie zerknąć na zbiornik, przy okazji podlewania roślin. Czasami, nie mamy takiej możliwości, a osoba, która będzie doglądała domu, będzie to robiła, co kilka dni. Wierzcie mi, to też całkiem komfortowe rozwiązanie. Najgorszą opcją jest sytuacja, kiedy akwarium pozostaje absolutnie bez opieki przez tydzień lub dwa.
Co nagle, to po diable…
Pierwszą i chyba najważniejszą zasadą dotyczącą pozostawiania akwarium bez opieki jest to, żeby nie wprowadzać żadnych większych zmian tuż przed wyjazdem. To właśnie te nagłe zmiany najczęściej są bezpośrednią przyczyną katastrofy. A przecież o urlopie wiemy najczęściej już kilka miesięcy przed wyjazdem. Mamy więc czas na wszelkie istotne zmiany w akwarium, tak aby przez kilka tygodni poobserwować ich rezultaty. Jeśli akwarium działa bez problemu przez kilka miesięcy, to śmiało możemy przyjąć, że będzie działało również przez tydzień czy dwa, podczas naszej nieobecności. Jeśli jednak wpadniemy na szatański pomysł, zmiany np. z Metody Ballinga na reaktor wapnia lub przerabianie hydrauliki pod nową pompę na tydzień przed wyjazdem, to zdecydowanie prosimy się wtedy o kłopoty. Na takie zmiany powinien być czas na długo przed urlopem lub na po urlopie.
Zresztą, jeśli w ogóle decydujemy się na akwarium lub jakiekolwiek inne hobby ze zwierzętami to musimy uwzględnić nasz tryb życia i tak zaprojektować akwarium, żeby z nim współgrało. W skrajnych przypadkach może się okazać, że takie hobby nie powinno mieć racji bytu ze względu na naszą częstą nieobecność. No, ale nadchodzi nasz długo wyczekiwany urlop. Jak możemy przygotować akwarium do naszej nieobecności? Przede wszystkim usiąść i przygotować listę codziennych czy cotygodniowych czynności w uwzględnieniu czasu naszej nieobecności. Im dłuższy wyjazd tym lista będzie dłuższa, no i oczywiście zwiększy się skala trudności. Co może na taką listę trafić?
– podmiana wody
– uzupełnianie dolewki,
– karmienie
– ręczne włączanie i wyłączanie urządzeń np. lampy
– odpowietrzanie pudełka przelewowego
– opróżnianie odpieniacza
– uzupełnianie płynów Ballinga
– testy wody
– dozowanie mikroelementów
– czyszczenie szyb
– prawdopodobnie wiele innych czynności unikalnych dla Waszych zbiorników, a o których ja nie mam pojęcia
Widać wyraźnie, że wiele, wydawało by się niezbędnych czynności można na jakiś czas odpuścić np czyszczenie szyby, którego jeśli nie chcemy mieć zarysowań, należy nawet zabronić osobie opiekującej się akwarium
Do prostej kontroli typu “włącz/wyłącz” możemy zastosować tanie wyłączniki czasowe
Jeśli nie mamy komputera akwarystycznego, który kontroluje niektóre procesy, część czynności możemy zautomatyzować stosując proste i tanie włączniki sterowane zegarem. Na pewno przydadzą się chociażby do włączania i wyłączania światła. Jeśli chodzi o karmienie, to raczej nie jestem zwolennikiem automatycznych karmników. Po pierwsze nadają się tylko do suchego pokarmu. Suchy pokarm lubi pływać po powierzchni, a pobieranie pokarmu z powierzchni nie leży w naturze ryb morskich. Tak więc taki pokarm często spływa do sumpa zanim zostanie zjedzony. Po drugie, widziałem kilka sytuacji, w których karmnik „zaszalał” i podał zawartość zasobnika na raz. Moja rada jest taka, że lepiej przegłodzić ryby, niż przesadzić z ilością pokarmu. Zwłaszcza, że większość ryb spokojnie wytrwa bez jedzenia do tygodnia czasu. Miałem kiedyś sytuację, kiedy do osobnego akwarium przeniosłem część skały, jak się okazało z jednym garbikiem. Rybkę zauważyłem po czterech miesiącach. Przez ten czas w akwarium zawalonym skałą, dbałem tylko o zasolenie. Garbik przetrwał do doskonałej kondycji 4 miesiące bez karmienia. Oczywiście nie każda ryba przetrwa taką dietę, ale większość spokojnie wytrzyma tydzień. Zwłaszcza jak kilkanaście dni przed urlopem zwiększymy ciut karmienie. Lekko „podtuczone” łatwiej zniosą „chudy” okres.
Jeśli chodzi o parametry wody, to tu nasza nieobecność niesie potencjalnie większe ryzyko. Dlatego tak ważne jest, aby odpowiednio wcześniej wybrać i ustabilizować jedną z dostępnych metod suplementacji. Cokolwiek wybierzemy, ważne jest, aby nie zmieniać ustawień na ostatnią chwilę. Jeśli już musimy podbić jakiś parametr to lepiej zrobić to ręcznie dolewając odpowiedni suplement niż zmieniać ustawienia pomp dozujących 5 minut przed wyjazdem na lotnisko.
Zdalna kontrola…
Moduł SMS od systemu GHL – może wysyłać nam SMSy z mierzonymi parametrami wody
Jeśli myślimy o akwarium poważnie, a nasz tryb życia wymaga częstych wyjazdów, to być może warto rozważyć rozwiązania bardziej zaawansowane (czytaj: znacznie droższe), które pomogą nam przetrwać okres, w którym zostawiamy akwarium bez opieki. Takimi rozwiązaniami są na przykład komputery akwarystyczne z możliwością zdalnego podglądania parametrów akwarium przez Internet, lub same wysyłające SMS-y lub emaile z informacjami o podstawowych parametrach. Niestety tych parametrów jest niewiele. W ten sposób możemy sprawdzić zdalnie np. pH w akwarium lub reaktorze, temperaturę (ważne latem), czy poziom RedOx. Ten ostatni parametr nie tyle wskaże nam problem, ile zwróci uwagę, że coś jest nie tak, ponieważ jest zależny od wielu czynników. Gwałtowny skok lub spadek może sugerować kłopoty z odpieniaczem, przedawkowanie lub niedobór VSV, zmianę cyrkulacji i wiele, wiele innych czynników. To trochę tak, jak z płaczem noworodka.
Prosta kamera IP jest stosunkowo tanim i bardzo wygodnym sposobem podglądania akwarium z komórki.
Jeśli nie stosujemy komputera akwarystycznego to warto pomyśleć o kamerze IP. To rozwiązanie jest całkiem tanie i wymaga jedynie stałego dostępu do Internetu. Za pomocą kamery IP możemy podglądać akwarium z dowolnego miejsca na Ziemi, o ile oczywiście mamy dostęp do Internetu. W zależności od modelu możemy również poruszać kamerą w każdym kierunku i na przykład obejrzeć refugium czy sump od akwarium. Niektóre oprogramowania do kamer IP można ustawić tak, aby wysyłały fotki, co pewien czas na emaila. Takie rozwiązanie nie da nam możliwości kontroli, ale przynajmniej możemy sprawdzić zdalnie czy działa lampa, cyrkulacja i czy jakiś koral się nie przewrócił.
Pomoc sąsiedzka – raz lepsza…
Jeśli mamy pod ręką sąsiada, który będzie zaglądał do akwarium codziennie, to mamy super układ. Jednak pamiętajmy, że jest to najczęściej osoba, która nie ma pojęcia o prowadzeniu akwarium, więc należy maksymalnie ułatwić jej tą czynność. Zadbajmy o to, aby sąsiad miał zapas wody RODi do podmiany oraz wszystkie pojemniki z płynami do Ballinga z wystarczającą ilością preparatów na całą naszą nieobecność. Nie chcemy chyba powierzyć przygotowania płynów przerażonemu sąsiadowi. Jeśli dozujemy regularnie jakieś mikroelementy czy bakterie, przygotujmy buteleczki tak, aby nie było ryzyka pomyłki. To samo dotyczy mrożonek. Możemy je pociąć na jednorazowe dawki.
W celu zwiększenia zapasu wody do dolewki można połączyć naczynia wężykiem.
Dobrze by było, gdyby osoba, której powierzacie akwarium wykonała parę typowych czynności pod Waszym okiem. Mimo, że są one bardzo proste, to nic tak nie uczy jak własnoręczne wykonanie danej czynności. Zwróćmy też uwagę sąsiadowi na parę istotnych spraw jak sprawdzenie poziomu wody w dolewce czy w kubku odpieniacza. Warto też pokazać, na co zwracać uwagę w samym akwarium.
Niestety lista czynności może urosnąć do sporych rodzajów. Warto, więc napisać dla sąsiada instrukcję, albo jeszcze lepiej „check list”, czyli listę czynności, które sąsiad będzie odhaczał po ich wykonaniu. W ten sposób upewnimy się, że osoba opiekująca się akwarium nie zapomni np. opróżnić kubka odpieniacza. Konieczną rzeczą na takiej liście zwłaszcza, jeśli wyjeżdżamy na dłużej jest pozostawienie numeru telefonu do innego, zaprzyjaźnionego akwarysty, który być może nie mieszka najbliżej, ale może służyć pomocą w razie nieprzewidzianych problemów.
….. a raz gorsza
Czasami jednak nie mamy możliwości poproszenia sąsiadów o pomoc, ale za to mamy kogoś, kto będzie doglądał mieszkania, co parę dni.
Tutaj sytuacja wygląda podobnie jak przy codziennym doglądaniu akwarium, ale musimy uwzględnić inne czynniki, jak na przykład większy zapas wody RODi do dolewki. W tym wypadku również dobrze by było, aby ryby dostały trochę więcej pokarmu za to w dłuższym okresie czasu, np. część na początku wizyty, a część pod koniec.
Przy rzadszych wizytach konieczne jest, aby rozważyć opróżnianie odpieniacza. Nie polecam stosowania wężyka spustowego i dodatkowego wiadra, ponieważ niektóre odpieniacze potrafią przelać bez wyraźnego powodu. Wtedy może się okazać, że po pierwsze dodatkowe naczynie będzie za małe i woda przeleje się na podłogę, a po drugie duży ubytek wody spowoduje uzupełnienie jej wodą z dolewki, co w małych zbiornikach może zawahać parametrami. Jeśli mamy wątpliwości, co do stabilności odpieniacza, to lepiej po prostu odkręcić go bardziej niż zwykle.
Brak pomocy…
Czasami się jednak zdarza, że mamy jakiś nagły wyjazd, a sąsiad od czasu, gdy kupiliście nowy samochód się do Was nie odzywa. To jest najgorsza sytuacja, niosąca niewątpliwie ryzyko awarii skutkującej powodzią czy zgonem w akwarium. Spokojnie, do katastrofy daleko i jeśli zadbamy o pewne kwestie, to wcale nie musi się wydarzyć. Szczerze jednak odradzam lekceważenie takiej sytuacji. Tydzień – dwa bym w ostateczności zaryzykował, dłużej już chyba nie.
Po pierwsze, musimy zapewnić wodę do dolewki. Jeśli nie mamy odpowiednio dużego pojemnika, można zastosować metodę naczyń połączonych. Brak wody do dolewki oznacza, że posypią się parametry, pompa będzie chodziła non-stop, poziom wody w komorze pompy powrotu spadnie, powodując pracę pompy na sucho i jej prawdopodobne spalenie. Dalej nie trzeba mówić, co się może stać, dlatego upewnijmy się, że jej nie zabraknie.
Po drugie, podstawowa suplementacja. Konieczny jest zapas płynów Ballinga czy CO2 w butli. Jeśli przez ostatnie parę tygodni przyrost konsumpcji Ca, KH czy Mg był stały, to mniej więcej
Jeśli stosujemy reaktor wapnia, przed urlopem koniecznie upewnijmy się, że mamy zapas CO@ w butli.
możemy przewidzieć zmiany. Jednak na zmianę konsumpcji suplementów mają wpływ także inne czynniki np. oświetlenie. Dlatego jakiekolwiek zmiany w długości i mocy oświetlenia mogą w sposób nieprzewidziany zmienić poziomy niektórych pierwiastków w wodzie. To kolejny przykład na to, aby nie zmieniać nic w ostatniej chwili.
W ostateczności możemy skozystać z automatycznego karmnika.
Po trzecie, karmienie. No tu nie będzie łatwo. Jeśli nie mamy absolutnie nikogo, kto mógłby nam dokarmiać ryby, co kilka dni, to rzeczywiście musimy rozejrzeć się za dobrym karmnikiem automatycznym. Należy jednak podłączyć go i przyzwyczaić ryby do takiej formy karmienia odpowiednio wcześnie. Poza tym, chyba lepiej stosować tonące granulki niż pływające po powierzchni płatki.
Po czwarte, odpieniacz. Nawet duży kubek może być niewystarczający, jeśli nie będziemy go opróżniać przez tydzień czy dwa. Sugerowałbym tutaj raczej przykręcenie odpieniacza w ten sposób, żeby obniżyć pianę. To na pewno zwolni produkcję urobku.
Po piąte, hydraulika i obieg. Jeszcze raz powtórzę ważną według mnie rzecz. Jeśli akwarium działa nieruszane przez ostatni rok, to prawdopodobnie będzie działało przez następny. To samo się tyczy hydrauliki, śrubunków i całego obiegu. Jeśli zaczniemy coś ulepszać na chwilę przed wyjazdem, możemy spowodować poważne problemy, o których dowiemy się dopiero po powrocie, lub z SMSa od sąsiada z dołu. Przykład z mojego akwarium… Parę lat temu, na kilka minut przed snem zauważyłem, że do wężyka zaciągającego wodę do reaktora dostał się mały kamyczek. Pewnie był tam przez ostatni miesiąc i nie przeszkadzał. Ja jednak zdecydowałem się go przetykać. Wiecie jak to jest. Człowiek drapie się tam, gdzie go nie swędzi. Parę minut przed północą, w pidżamie odpiąłem wężyk od reaktora i zająłem się usuwaniem kamyczka. Zajęło mi to kilkanaście sekund, po czym zadowolony z dobrze wykonanego zadania zgasiłem światło i poszedłem do sypialni. Rano obudził mnie wrzask żony. Niemalże natychmiast przypomniałem sobie, że owszem kamyczek usunąłem, ale wężyka z powrotem nie podpiąłem. Z akwarium wykapało przez noc 30 litrów wody, a w salonie piętro niżej mogłem śpiewać deszczową piosenkę… Gdybym zrobił to rano, na pewno zauważyłbym, że na podłogę kapie woda.
Podsumowanie
Powiedzenie „Co nagle, to po diable„ doskonale pasuje do naszego hobby. Odradzam wszystkim wprowadzanie jakichkolwiek ulepszeń na kilka dni przed wyjazdem. Z reguły takie rzeczy lubią się psuć najprędzej. O wakacjach i wyjazdach wiemy na tyle wcześnie, że mamy czas na uregulowanie akwarium i zorganizowanie osoby, która przypilnuje nam zbiornika przynajmniej, co 2-3 dni. Jednak nawet, jeśli jest to sąsiad mieszkający drzwi obok, ułatwmy mu opiekę nad akwarium przygotowując zapas płynów Ballinga czy wody RODi. Pamiętajmy też o tym, że jest to najczęściej kompletny laik, dlatego uprośćmy wszystkie procedury. Gwarantuje, że pogubi się w buteleczkach czy innych suplementach, jeśli nie oddzielimy tych niezbędnych od reszty. Warto też pomyśleć o jakiejś liście typu „check list” wtedy raczej nie zapomni opróżnić kubka odpieniacza.
Z drugiej strony, pozostawienie akwarium bez opieki na kilka dni potrafi uczynić cuda. Wbrew pozorom, zbiornik może odpocząć od ciągłych poprawek i ulepszeń, wkładania rąk i lania wszystkiego, co popadnie. Jeśli jest tak, że po naszej nieobecności akwarium wygląda lepiej niż przed wyjazdem. Może to znak, że jesteśmy nadgorliwi?
Wyobrażam sobie, że być może niektórzy z czytelników spodziewali się konkretnych rozwiązań. Niestety takich nie ma, a zostawienie akwarium na czas urlopu bez dozoru niestety zawsze będzie wiązać się z ryzykiem. Ot, taki urok naszego hobby. Mamy jednak nadzieję, że rady zawarte w powyższym tekście, pomogą Wam uchronić się od zepsutych wakacji.
Życzymy wszystkim udanych urlopów bez przykrych niespodzianek
Kiedy mówimy o rafie koralowej, to automatycznie przychodzi nam na myśl australijska rafa koralowa zwana Wielką Rafą Koralową (WRK). I mimo faktu, że na całym świecie istnieje wiele raf koralowych to właśnie Wielka Rafa Koralowa jest uznana za królową wszystkich raf. Zresztą nie ma się co dziwić. Największa na świecie rafa koralowa zajmuje powierzchnię ponad 340 tys. km², a więc większą niż obszar Polski. Poszczególne jej fragmenty rozciągają się od 20 do 200 km od północno-wschodniego wybrzeża Australii. Wiek rafy koralowej ocenia się na ponad 18 milionów lat, a niektóre jej fragmenty mogą być nawet dwa razy starsze. Rafa jest jedynym naturalnym tworem widocznym z kosmosu. Płytkie laguny powstałe dzięki rafie są środowiskiem życia dla wielu ryb, skorupiaków czy mięczaków.
Wielką Rafę Koralową zamieszkuje wiele gatunków ryb, mięczaków oraz roślin.
Wielką Rafę Koralową zamieszkuje wiele gatunków ryb, mięczaków oraz roślin. Oprócz około 1500 gatunków ryb, na rafie żyje ponad 5000 gatunków mięczaków, oraz 400 gatunków koralowców i 500 gatunków wodorostów. Większe wyspy pokryte są gęstą roślinnością tropikalną. Wielka Rafa Koralowa jest jedną z większych atrakcji turystycznych Australii.
Od 26 października 1981 roku, jako park morski (Great Barrier Reef Marine Park), objęta ochroną, wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Powierzchnia parku, chronionego przez UNESCO, wynosi 346 000 km². Bogata fauna podwodna przyciąga z kolei nurków z całego świata, jednak ze względu na konieczność ochrony rafy napływ miłośników tego sportu jest ściśle monitorowany przez władze parku narodowego. Regulacje takie oczywiście nie dziwią – w końcu rafa jest największą atrakcją turystyczną Australii.
Największa na świecie rafa koralowa zajmuje powierzchnię ponad 340 tys. km², a więc większą niż obszar Polski.
Ostatnio głośno jest o WRK ze względu na jej degradację powodowaną przez wiele czynników wewnętrznych i zewnętrznych. UNESCO i inne organizacje ekologiczne przyglądają się tej degradacji z niepokojem. Oprócz lokalnych zanieczyszczeń, największą bolączką WRK jest problem globalnego ocieplenia, który nie zależy tylko od lokalnych decyzji, a od współpracy wszystkich państw rozwiniętych i rozwijających się. Długotrwałe temperatury wody powyżej 30C są zasadniczo zabójcze dla wielu gatunków korali. Jeśli korale zginą, to zginą też tysiące organizmów, które je zamieszkują. Dodatkowym aspektem zmian klimatycznych jest nie tylko podwyższona temperatura wody, ale również sezonowe sztormy, które niszczą spore połacie raf. W 2012 roku badania biologiczne wykazały, że w ciągu minionych 27 lat powierzchnia Rafy porośnięta koralami zmniejszyła się o 50%.
UNESCO od paru lat rozważa włączenie WRK do obszarów zagrożonych. Na pierwszy rzut oka, wydawałoby się, że to słuszny krok, ponieważ taki rozwiązanie zwróciłoby uwagę ludzi na degradacje WRK. Z drugiej jednak strony, kolosalnie ucierpiałaby turystyka północno-wschodnich rejonów Australii. Takie rozwiązanie oznaczałoby również moralne fiasko dla Rządu premiera. Australii Tony ‘go Abbotta, który wykazał sporo dyplomatycznych zachodów, aby tak się nie stało
Globalne ocieplenie ma katastrofalny wpływ na korale. Wystarczy jedno bardziej upalne lato aby całe zginęły całe połacie rafy koralowej.
W czerwcu 2014 roku w Doha w Katarze odbyła się konferencja Komitetu UNESCO, na której dyskutowano właśnie dodanie WRK na listę obiektów zagrożonych. Rząd Australii został zobowiązany do opracowania do dnia 01/02/2015 szczegółowego raportu na temat stanu i zagrożeń Wielkiej Rafy Koralowej.
Dzisiaj, to jest 28/06/2015 roku w Bonn zaczyna się kolejna – 39 Konferencja UNESCO, która bez wątpienia poruszy temat stanu WRK I ostatecznie podejmie decyzje, czy WRK powinna być wciągnięta na listę zagrożonego dziedzictwa. Spekulacje i przecieki z wstępnych ustaleń Komitetu sugerują, że jednak tak się nie stanie. Przynajmniej jeszcze nie w tym roku. Australijski Minister Środowiska Greg Hunt przedstawi jednak szczegóły pięcioletniego planu procedur mających za zadanie zahamowanie degradacji i polepszenie kondycji środowiska WRK.
Budowa terminalu węglowego wymagała przebudowy nabrzeża
Największe obawy Rządu Australii dotyczące zaliczenia WRK do rejonów zagrożonych, dotyczą z jednej strony wpływu tej decyzji na turystykę rafową. Z drugiej strony, dałaby ona dodatkowe argumenty kampaniom mającym na celu zatrzymanie inwestycji paliwowych w tym rejonie oraz zatrzymanie funduszy płynących od baków światowych. Rząd Australii za wszelką cenę stara się pogodzić zintensyfikowany rozwój gospodarczy tamtych regionów jak i ochronę środowiska Wielkiej Rafy Koralowej. Hunt, przedstawił dokumentację dwóch projektów, na które Rząd Australii wydał równowartość $200 milionów dolarów, a które bezpośrednio dotyczyły poprawy jakości wód rafowych. Jednak te sukcesy można łatwo zmarnować odstępując choćby o krok z przyjętych założeń.
Wielka Rafa Koralowa to jedyny twór pochodzenia organicznego widziany z kosmosu
Australia jest w nieciekawej sytuacji, ponieważ niewpisanie WRK na listę zagrożonego dziedzictwa to, co najwyżej odroczenie tej decyzji, a tym samym Australia ma trudny orzech do zgryzienia. Z jednej strony złoża paliw i rozwój gospodarczy tamtego regionu, a z drugie strony dbanie o środowisko naturalne. To są dwie rzeczy, które się raczej wykluczają lub kosztują gigantyczną kasę. Jest jednak nadzieja, ponieważ UN doceniła efekty dotychczasowych rozwiązań, na które wpływ miała nie tylko sama Australia, ale i naukowcy z współpracujących z nią agencji. A całe zamieszanie wokoło WRK spowodowało, że postępy są intensywnie monitorowane przez organizacje typu Greenpeace, które szybko nagłośniłyby jakiekolwiek błędne decyzje. O ich sile Rząd Australii przekonał się przy okazji rozbudowy terminala węglowego na przełomie 2013/14. To właśnie wtedy Rząd Australii oraz Zarząd Parku Narodowego Wielkiej Rafy Koralowej zezwoliły na zrzucenie do wody trzech milionów metrów sześciennych urobku z pogłębiarek stosowanych przy rozbudowie terminalu węglowego w Abbot Point. Nie trzeba mówić jak ta decyzja została przyjęta przez organizacje ekologiczne. Naciski z ich strony spowodowały wycofanie projektu. Jednocześnie Australia zdeklarowała się, że cały wydobyty materiał będzie deponowany i rekultywowany na lądzie.
Obrady Komitetu UNESCO trwają, a my mamy nadzieję, że przyniosą one pozytywne zmiany w kondycji nie tylko Wielkiej Rafy Koralowej, ale i wszystkich środowisk morskich.
Obrady mogą być śledzone na żywo dzięki transmisji na żywo: http://whc.unesco.org/en/sessions/39COM
Rozwój przemysłu akwarystycznego w ostatnich latach zaowocował łatwym dostępem do ogromnej liczby suplementów chemicznych. Zaawansowana akwarystyka już nie opiera się tylko na regularnych podmianach na jednej z kilku dostępnych soli. Dzisiaj akwarysta może samodzielnie kontrolować nie tylko podstawowe parametry wody np. alkaliczność, poziom wapnia czy magnezu, ale również takie jak jod, potas, brom czy wiele innych.
Niedawno pisaliśmy o potasie. Dzisiaj przyjrzymy się funkcji, jaką pełni jod w akwarium morskim oraz w naturalnym środowisku morskim. Jod, to chyba jedyny suplement, który tak dzieli społeczność akwarystów morskich. Jedna grupa kategorycznie odradza dozowania jodu, druga grupa dozuje go i nie widzi żadnych problemów. Kto więc ma rację? Czytajcie poniżej.
Proszę państwa oto Jod.
Jod to bardzo interesujący pierwiastek. Należy do fluorowców, jednak w temperaturze pokojowej jest ciałem stałym o połyskliwym, niebiesko-czarnym kolorze. Dopiero podgrzany sublimuje dając fioletowe opary (stąd jego nazwa – ioeides po grecku oznacza „fioletowy”). Trudno rozpuszcza się w czystej wodzie. Lepiej w rozpuszczalnikach organicznych np. w alkoholu. Jest pierwiastkiem dość aktywnym i łatwo reaguje z metalami. Reaguje nawet z azotem dając jodek azotu. Tworzy również liczne związki organiczne. Jod występuje w postaci jedno-, trój-, pięcio- i siedmiowartościowej. To daje olbrzymią różnorodność związków tego pierwiastka.
Wśród akwarystów panuje przekonanie, że jod podkreśla kolor niebieski korali. (źródło: http://reefbuilders.com/2008/09/03/guide-of-sps-coral-coloration-make-them-more-vivid-bright/)
Nie inaczej jest w środowisku morskim, w którym występuje w najczęściej w czterech postaciach:
– jod – I2
– jodki – I–
-jodany – IO3–
-formy organiczne jodu
Dla zwykłego akwarysty nie jest to dobra wiadomość. Po pierwsze te cztery grupy związków jodu różnią się dość znacznie toksycznością, zapotrzebowaniem na nie oraz sposobami suplementacji. Samo to jeszcze nie jest problemem. Problemem jest to, że w domowych warunkach nie istnieje wiarygodny test na poziom jodu w wodzie morskiej dający możliwość rozróżniania poszczególnych form. Dostępne testy, albo nie uwzględniają całego jodu, albo podają niedokładny wynik.
Biorąc pod uwagę, że niektóre formy jodu są znacznie bardziej toksyczne od innych to nawet mając wynik całkowitego jodu w normie, nie wiemy czy nie zbliżamy się do poziomu toksycznego jednej z form jodu.
Jod w morzach
Całkowity poziom jodu w morzach to około 0,06mg/L i jak pisałem wyżej występuje w czterech postaciach. Jednak najczęściej występujące formy jodu występujące w wodach morskich to jodki i jodany. Poziom jodu jodkowego w NSW waha się od 0,01-0,02mg/L, a jodu jodanowego 0,04 – 0,06mg/L.
Formy organiczne jodu są dopiero odkrywane, ale już wiadomo, że w niektórych miejscach, poziom jodu organicznego stanowi 40% całego jodu.
Krewetki potrzebują jodu w diecie dla zdrowego metabolizmu (http://www.taenos.com/en/fish-and-coral/photo/159/lysmata_amboinensis/)
Jod, mimo swojej relatywnie niewielkiej ilości, w jakiej występuje w morzach, jest pierwiastkiem niezbędnym do życia. I w zasadzie wszystkie organizmy morskie wymagają jego obecności. Największe stężenia jodu znaleziono w morskich makroglonach. W niektórych gatunkach jod stanowił 1% zawartości suchej masy glonów. Doświadczenia przeprowadzone na glonach spaghetti oraz Caulerpa racemosa wyraźnie wykazały, że jod może stymulować wzrost glonów. Kto wie, może wydajność refugium nie zależy tylko od azotanów i fosforanów, ale również od zawartości jodu w wodzie?
Również osłonice i gąbki zawierają sporo jodu organicznego. Inne badania wykazały, że również niektóre gatunki korali w swoich tkankach kumulują wysokie stężenia jodu. Należy do ich wiele gorgonii, ale również korale z rzędu Antipatharia, u których poziom jodu może sięgać nawet ponad 20% suchej masy. Ron Shimek badał zawartość jodu w Xenii wykazując stężenia rzędu 1350ppm w suchej masie
Akwaryści często wspominają też, o krewetkach, często uzależniając prawidłową budowę ich pancerzyków i proces linienia od odpowiednich poziomów jodu w wodzie. Tu jednak badania raczej wskazują, że większe znaczenie ma pobieranie jodu w z pokarmem (jod organiczny), niż wchłanianie go z kolumny wody. Dotarłem również do niesprawdzonych informacji, że nadmiar jodu, owszem, powoduje, że krewetki chętniej zrzucają pancerzyki, ale podobno robią to, dlatego że nadmiar jodu wchłonięty przez pancerz jest dla nich drażniący, więc przechodzą przyspieszoną wylinkę po to, aby się pozbyć drażniącego je pancerza. Tak jak pisałem, nie znalazłem naukowych źródeł tej tezy, co nie znaczy, że teza jest błędna.
Jak widać jod jest potrzebny wielu podwodnym zwierzętom. Niestety tu dochodzimy do granic naszej wiedzy. O ile dość łatwo jest sprawdzić zawartość jodu w tkankach zwierząt, o tyle naukowcy mają wiele kłopotów z wyjaśnieniem biologicznych zastosowań jodu przez organizmy morskie. Wiemy, że dużo rolę odgrywają jodo- aminokwasy, oraz odmiany hormonów zawierających jod, jednak daleko nam do stwierdzenia, że znamy wszystkie procesy biologiczne oparte na jodzie.
I to już jest kolejna zła wiadomość dla akwarystów. Mimo to, wielu z nich kropelkuje preparaty zawierające jod. Głównie tyczy się to akwarystów, którzy trzymają w swoich zbiornikach korale SPS.
Dostępność jodu w handlu.
Dostępność różnych preparatów powoduje, że akwarysta może mieć problem z wyborem odpowiedniego suplementu. Co możemy znaleźć na sklepowych półkach?
– Jodek potasu – KI – to białawy proszek o doskonałej rozpuszczalności w wodzie. W akwarium stanowi nie tylko źródło jodu, ale i potasu. Dawniej stosowany, jako lek wykrztuśny.
– Jodek sodu – NaI – podobnie jak jodek potasu występuje w postaci białego proszku bardzo dobrze rozpuszczającego się w wodzie. Zostawiony na dłużej brązowieje na skutek uwalniania się jodu cząsteczkowego I2.
– Jodyna – jako, że jod generalnie słabo rozpuszcza się w wodzie, za to dobrze w rozpuszczalnikach organicznych, to wymyślono jodynę, czyli alkoholowy (etanol) roztwór jodu stabilizowany jodkiem potasu. W zależności od receptury, taki roztwór może zawierać od 2-10% jodu. Na nasze potrzeby jest jednak zbyt stężony, dlatego przed podaniem należy go rozcieńczyć 10-20 razy. Jodyna ma silne właściwości dezynfekujące, i to nie tylko ze względu na alkohol, ale właśnie głównie przez zawartość jodu, który w jodynie występuje w postaci jonu I3–. Jodyna, jest najmniej pożądaną metodą suplementacji jodu w akwarium morskim. Jej zastosowanie natomiast sprawdza się w przypadku kąpieli dezynfekujących.
Płyn Lugola jest łatwy do kupienia w sklepach akwarystycznych.
– Płyn Lugola – mimo słabej rozpuszczalności jodu w wodzie istnieje możliwość tworzenia takich roztworów. Płyn Lugola to roztwór czystego jodu w jodku potasu, którego obecność zwiększa rozpuszczalność jodu w wodzie. W chemii nazywa się to solubilizacją. W medycynie Płyn Lugola stosowany jest od lat, jako preparat dezynfekujący, stosowany w niektórych chorobach tarczycy, oraz w chemii analitycznej do przeprowadzania tzw. prób jodowych. Jod w Płynie Lugola występuje w takiej samej formie jak w jodynie, czyli w postaci jonu trójjodkowego I3–. Płyn Lugola dostępny jest w kilku stężeniach, ale najczęściej występuje w formie 5% KI przy 10% I2 (procent masy).
– Gotowe preparaty – w handlu dostępne jest wiele gotowych preparatów. Najczęściej są to: jodek potasu lub płyn Lugola. Jod w formie jodków jest dość wrażliwy na światło, dlatego ważne jest, aby buteleczka była ciemnego koloru.
Po dodaniu do wody akwariowej, jodki dysocjują uwalniając jony K+ i Na+ oraz anion jodkowy I–. To właśnie anion jodkowy uważany jest za najbardziej pożądany przez organizmy żywe. Dr Marlin Atkinson, specjalista od biochemii raf koralowych wykazał, że z punktu widzenia organizmów rafowych, dużo lepszymi preparatami są te, które opierają się jodku potasu lub sodu.
Dodawanie preparatów zawierających I2 może stanowić poważniejszy problem. I2 poza tym ,że samo jest toksyczne, w wodzie powoli rozpada się do jodanów IO3– , które mogą kumulować się w systemie z wysokim poziomem azotanów. W komórkach organizmów fotosyntetyzujących istnieje enzym zwany reduktaza azotanów. Jeśli system nie jest obciążony azotanami, wtedy reduktaza azotanów redukuje jon IO3– to niegroźnych jodków I–. Jeśli jednak w wodzie są wyraźne poziomy azotanów wtedy reduktaza jest zużywana na ich redukcję pozostawiając kumulujące się jodany.
Toksyczność jodu
Jak to zwykle bywa coś, co w małych ilościach jest niezbędne, w dużych może stać się szkodliwe. Wszystkie trzy formy jodu mają różną toksyczność, choć w dużym stopniu zależy ona od konkretnego gatunku. Nie ma wątpliwości, że najbardziej toksyczny jest jod cząsteczkowy I2. Natomiast jodki, nawet w stężeniu 300.000 ppm (pół miliona razy więcej niż w wodzie morskiej) są tylko słabym dezynfektantem. Nie oznacza to jednak, że nie są szkodliwy dla innych zwierząt morskich. Badania z 1995 roku wykazały, że dawka jodu I2 LD50 (LD50 to dawka, przy której 50% populacji umiera) dla pstrąga tęczowego sięga prawie 1ppm, a dawka I– LD50 – 200ppm. Z kolei jodany – czyli jod siedmiowartościowy sa dla pstrąga najmniej toksyczny – dawka IO3– LD50 to 850ppm.
Inaczej toksyczność różnych form jodu wygląda dla dafni Daphnia magna, dla której jod jest dużo bardziej toksyczny. I2 oraz I– mają podobną toksyczność LD50 – 0,2ppm, natomiast IO3– LD50 jest powyżej 10ppm.
Niestety nie ma zbyt wielu badań na temat organizmów morskich. Akwaryści nie wiedzą dokładnie, jakie poziomy jodu mogą sprawiać problemy, zwłaszcza że jak starałem się pokazać, poziomy te dla różnych organizmów są rożne.
To lać ten jod czy nie? Podsumowanie
W tym temacie świat akwarystów jest podzielony. Najbardziej „renomowani” akwaryści jednoznacznie odradzają suplementację. Profesor Gregory A. Lewbart w swojej publikacji medycznej potwierdza znaczenie jodu dla bezkręgowców morskich jednocześnie zaznaczając, że podmiana wody na dobrej soli całkowicie wystarcza na uzupełnianie ubytków jodu. W podobnym tonie wypowiada się Dana Riddle twierdząc, że jod może mieć znaczenie w produkcji barwników fluorescencyjnych przez korale SPS, ale zdrowa dieta i regularne podmiany utrzymują jod na optymalnym poziomie. Doktor Ron Shimek z kolei kategorycznie odradza jakąkolwiek suplementację jodu, dodatkowo stwierdzając, że wbrew ogólnie przyjętej opinii Xenia sp nie potrzebuje dodatkowego dozowania jodu do życia. Delbeek i Sprung w publikacji z 1994 roku, co prawda nie wypowiadają się na temat suplementacji, ale sugerują wpływ tego pierwiastka na wybarwienie korali. I to nie jako czynnik podkreślający barwę niebieską korali, ale jako substancję wpływającą na inne barwniki ochronne korali. Randy Holmes-Farley mimo, że sam kiedyś dozował jod, twierdzi, że nie widział istotnych różnic i dzisiaj również kategorycznie odradza jego dozowanie
Niestety dostępne testy domowe nie są zbyt dokładne.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że jeśli przez korale ewoluowały w wodzie o zawartości jodu około 0,06mg/L to nierozsądne jest podbijanie go powyżej tego poziomu, kiedy cała biochemia organizmów morskich opiera się właśnie o stężenie naturalne.
Kolosalnym utrudnieniem dla akwarystów jest brak dokładnego testu na poziom jodu. Te dostępne w sprzedaży są skomplikowane i albo nie liczą jodu ogólnego, albo go liczą niedokładnie. Poza tym biorąc pod uwagę fakt, że różne formy jodu maja różną toksyczność dla różnych zwierząt może się okazać, że suplementacja jodu jest jak rosyjska ruletka. Każda kolejna kropla może choć nie musi, załamać system.
Teoretycznie jednak istnieje sytuacja, która mogłaby usprawiedliwiać dozowanie jodu. Jest nią bujne refugium z dużą ilością makroglonów, które jak pisałem wyżej wyciągają duże ilości tego pierwiastka z wody. Ciągle jednak nie wiemy ile dozować, bo przecież nie ma wiarygodnych testów akwarystycznych… a jak pisze Randy Holmes-Farley nawet ICP nie radzi sobie z dokładnym oznaczeniem jodu.
I jeszcze jedna uwaga na koniec. Jeśli już decydujecie się na dozowanie jodu to zdrowiej będzie stosować preparaty z jodkiem potasu – niż płyn Lugola, który zawiera najbardziej niezdrową dla akwarium formę jodu, czyli I2. Może ona już przy niewielkich przekroczeniach zabić pożyteczną florę bakteryjną, a to jak wiemy oznacza katastrofę w akwarium. Jeśli więc dozujemy jod to bezpieczniej będzie stosować bezbarwne suplementy (z jodkiem potasu) niż te ciemno brązowe zawierające potencjalnie niebezpieczny jod.
Strombus – ślimak z trąbą – doskonały do kopania w piasku
[fb_button]
Przedstawiamy kolejny, z cyklu artykułów opisujacych dokładniej popularnych mieszkańców akwarium morskiego. Cykl powstał przy współpracy z Digital-Reef. Copyright (zdjęcia i tekst) – John Clipperton www.digital-reefs.com. Niniejszy cykl ukazywał się w magazynie Marine Habitat pod tytułem “Your Ultimate Species Guide”
Środowisko naturalne
Na pierwszy rzut oka, Strombus wygląda niemalże identycznie jak śmiertelnie jadowite ślimaki stożkowe Conus sp. W rzeczywistości popularne strombusy są całkowicie niegroźne. Ich muszla na zewnątrz ma nieregularny wzór, który może przyjmować postać pomarańczowo brązowych cętek lub przerywanych pasów. Od wewnątrz może przyjąć pomarańczowy lub różowy kolor. W naturze, ślimak ten zamieszkuje tropikalne i sub-tropikalne obszary Indo-Pacyfiku. Preferuje płytkie, pokryte drobnym piaskiem dna w okolicach raf koralowych. Strombusy, jako roślinożercy chętnie odżywiają się glonami włosowatymi lub makroalgami porastającymi piaszczyste dna. Radzą sobie z tym doskonale za pomącą długiej i elastycznej trąby wyposażonej w tarkę (radula), za pomocą której zeskrobują tkankę roślinną. Jeśli chodzi o poruszanie, to strombusy nie mają typowej dla innych ślimaków umięśnionej nogi. Zamiast tego posiadają stopę zakończoną pazurem, którego używa do odpychania się od podłoża. Stromubsy posiadają dobrze wykształcone oczy wystające spod muszli. Jeśli wypatrzy potencjalnego napastnika, potrafi szybko się schować do muszli zamykając ją pazurem. Rodzaj Strombus posiada drugą nazwę taksonomiczna: Conomurex sp.
Hodowla
Strombusy mają dobrze rozwinięte oczy, którymi uważnie wypatrują potencjalnych napastników.
Strombusy w akwarium będą chętnie jadły glony i detrytus. Jednak są dość żarłoczne, dlatego będą głodować, jeśli w akwarium będzie ich zbyt dużo. Z tego też powodu nie nadają się do akwarium ze świeżym piaskiem. Trzeba również uwzględnić obecność innych mieszkańców akwarium. Strombusy mają dość duże otwory w muszlach i niektóre ryby lub drapieżne kraby szybko się nimi zainteresują. Jeśli jednak ślimaki nie będą miały w akwarium wrogów, staną się bardzo szybko jednymi z najbardziej pożytecznych organizmów w akwarium. Przede wszystkim swoją aktywność w dużym stopniu ograniczają do piaszczystego dna – który jest warunkiem trzymania tych zwierząt w akwarium. Dzięki temu doskonale mieszają piasek i wyjadają z niego glony i detrytus. Dorosłe strombusy, ze względu na swoją budowę nie potrafią wspinać się na skały i chodzić po szybie. Dlatego ich zasięg będzie ograniczał się do miejsc, do których mogą sięgnąć swoją kilkucentymetrową trąbą.
Są dość wrażliwymi na parametry wody ślimakami. Dlatego zalecana jest cierpliwa aklimatyzacja podczas przenoszenia tych ślimaków między akwariami. Niektóre strombusy, no S. luhuanas mogą dorastać nawet do 8 cm. Rozróżnianie poszczególnych gatunków może nie być łatwe, jednak najczęściej się to robi porównując kolor i wzór pigmentacji.
Ślimaki z rodzaju Strombus są łatwo dostępne w handlu, a ich cena jest relatywnie niska. Koniecznie jednak należy upewnić się czy nie kupujemy jadowitego stożka. Strombusy doskonale nadają się do mieszania piasku w akwarium. W ciągu dnia są w nim zakopane, ale po zmroku wychodzą na piasek, a dzięki swojej metodzie poruszania, doskonale mieszają go na sporych powierzchniach. Dodatkową zaletą jest to, że nie mając umiejętności chodzenia po skałach nie przewracają i nie zrzucają korali.
[fb_button]
Translate »
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaNie wyrażam zgodyPolityka prywatności