[fb_button]
Oceanarium w Lizbonie
Wyjeżdżając na urlop (kierunek Portugalia) starałem się przygotować jak najlepiej do wycieczki. Zakupiłem przewodnik, poczytałem w Internecie, zebrałem potrzebne mi informacje. Jedną z takich „wisienek na torcie” było oczywiście oceanarium, które urzekło mnie swoim rozmachem. Oceanarium w Lizbonie powstało w związku z odbywającymi się w 1998 r. międzynarodowymi targami Expo. Warto dodać, że „Oceanario de Lizboa” jest największym w Europie. Jego zbiorniki stanowią siedem milionów litrów słonej wody, w której zamieszkują morskie organizmy. Dodatkowo obiekt podzielony jest na cztery strefy, w których można odnaleźć faunę i florę Oceanu Atlantyckiego, Spokojnego, Indyjskiego i poczuć się jak na Antarktydzie. Wchodząc do krainy podwodnego świata natrafiamy na przeogromną „ścianę wody”, która odgrodzona jest od zwiedzających masywną, grubą na 30 cm pleksi. Wewnątrz pomimo tłumów turystów panuje przyjemny nastrój – przyciemnione światło, miękka wykładzina, co znacznie umila podziwianie podwodnego świata. Bardzo spodobał mi się klimat – ludzie, którzy niczym na pikniku siedzieli na granatowej wykładzinie wpatrzeni w morską otchłań. W głównym zbiorniku pływały ławice tuńczyków, płaszczki, kilka gatunków rekinów, z którymi bezpośredni kontakt wzrokowy oraz świadomość obcowania na przysłowiowe „wyciągnięcie ręki” przysparzało o gęsią skórkę… Na uwagę zasługuje również Samogłów, którego miałem okazję obejrzeć z bliska. Dorosły osobnik osiąga nawet trzy metry długości! Przyglądając się temu okazowi zastanawiam się i pochylę się tutaj nad refleksją ile jeszcze nieodgadnionego czeka na nas w głębinach oceanów. Udając się dalej wzdłuż kierunku zwiedzania natrafiamy po kolei na wspomniane wcześniej strefy, w których napotykamy między innymi na pingwiny oraz wydry morskie. Stworzenia te są bardzo pocieszne szczególnie podczas swojej sjesty kiedy to leżą sobie na plecach drapiąc się przy tym znalezionym ździebełkem gałązki lub patyka. Przechodząc dalej natrafiamy na strefę, w której można poczuć się niczym „Indiana Jones” kołysząc się na drewnianych, linowych pomostach. Panuje tu duża wilgotność, koszulka momentalnie przykleja się do ciała… wśród drzew i krzewów można dostrzec i usłyszeć śpiewające ptaki. Pomiędzy strefami przechodzimy przyciemnionymi korytarzami gdzie cały czas towarzyszy nam główny zbiornik, który możemy podziwiać z różnych poziomów oraz zakamarków (zwróćcie uwagę na okienko widokowe w górnej części zdjęcia) . Po bokach zaprojektowano mniejsze akwaria, w których również można dostrzec coś ciekawego. Na końcu zwiedzania dopada nas sklepik z pamiątkami gdzie można zostawić wartość kilku wejściówek . Dzieciom na końcu proponuję przysłonić oczy i szybkim krokiem udać się do wyjścia. Podsumowując; zapytacie – czy warto odwiedzić Oceanarium w Lizbonie? Odpowiem bez wahania, że tak! Tylko musicie nastawić się najlepiej na całodzienny pobyt, ogrom wrażeń i ucztę barw. Warto mieć ze sobą dużą butelkę wody, którą zwilżycie sobie usta, gdyż wasze buzie będą cały czas otwarte.
Jeśli chcecie na chwilę zawisnąć w innym wymiarze i nakarmić wzrok różnorodnością kolorów – szczerze polecam!
Pozdrawiam.
Maciej Brajczewski
[fb_button]